Dni mijały jak zwykle, ale wieczory były dla Seleny wyjątkowe. Coraz częściej spotykała się z Evanem. Co prawda nie potrafili odnaleźć właściwej melodii, mimo że zawzięcie próbowali, szczególnie muzyk. Selena była coraz bliższa rezygnacji, ale Evan nie chciał ustąpić. Po każdej próbie zabierał ją na spacer, na kawę, na kolację, raz nawet odwiedzili wesołe miasteczko. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów dziewczyna czuła się naprawdę szczęśliwa.
Selena poznała również
przyjaciół muzyka. Lily, drobną szatynkę, dudniącą na bębnie, niemal tak
wielkim, jak ona sama. Daniela, szczupłego, wysokiego rudzielca grającego na
trąbce, Anette, kobietę po trzydziestce, która nigdy nie rozstawała się z
gitarą i Karla, lekko kulejącego na lewe kolano, młodego mężczyznę, którego
hobby było śpiewanie i układanie piosenek. Ich wszystkich łączyła wspólna pasja
– muzyka.
W czasie, gdy Selena
pracowała, Evan komponował muzykę. Mimo muzycznie uzdolnionych przyjaciół,
wolał grać i śpiewać solo. Pewnego wieczoru zaprezentował jej swój talent.
Dziewczyna wsłuchiwała się w jego grę oraz czysty głos jak zaczarowana, tak
bardzo chciała do niego dołączyć, również zaśpiewać, ale... nie odważyła się.
Zbyt mocno w jej głowie tkwiło przekonanie, że nie potrafi śpiewać. Skoro
wszyscy stale jej to powtarzali, od dziecka, musiała to być prawda.
- Zagram to w weekend
na koncercie – oznajmił muzyk wesoło, gdy skończył. - Jutro mamy próbę.
Przyjdziesz?
- Pewnie – obiecała. -
Wpadnę tutaj od razu po pracy.
-
Będę na ciebie czekał. - Odprowadził ją do drzwi, a gdy obejrzała się na niego,
chcąc powiedzieć coś jeszcze, złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
Późnym wieczorem do
Evana wpadł Daniel z płytą gramofonową w ręce.
- Siema. Coś
wspominałeś, że szukasz kołysanki, której nie można znaleźć na necie? Moja
babcia kiedyś tego słuchała. - Pomachał mu płytą przed nosem. - Nigdy wcześniej
tego nie słyszałem, ale wydaje się niezłe.
- Dzięki wielkie. -
Evan wziął od niego płytę. - Widzimy się jutro?
- Pewnie. Narka.
Kiedy Daniel opuścił
pokój, Evan podszedł do gramofonu i nastawił płytę. Gdy usłyszał pierwsze rytmy
melodii, uśmiechnął się zadowolony. To musiała być ta kołysanka, która śniła
się Selenie. Jutro puści jej tę melodię i może w końcu uda im się rozwiązać
problem z jej snami.
Jutro
Selena odzyska spokój.
Od dawna nie była tak
podekscytowana. Przed wyjściem z pracy wstąpiła do łazienki, by przejrzeć się w
lustrze i poprawić makijaż. Przeciągnęła usta jasnoróżowym błyszczykiem i
poprawiła kok, z którego wymknęło się kilka niesfornych loków. Uśmiechnęła się
do swojego odbicia, zastanawiając, czy spodoba się Evanowi. Była już zakochana,
ileż nocy nie przespała z powodu myśli o jakimś uroczym chłopcu. Tym razem
jednak nie wzdychała do chłopca, lecz do mężczyzny, a on wydawał się
odwzajemniać jej uczucia. Pocałował ją. Dotknęła ust, wspominając tamtą chwilę.
Zapamiętała każdy szczegół, dotyk jego ust, zapach wody kolońskiej, dźwięki
gitary cicho brzmiącej w tle.
- Nie zachowuj się jak
zakochany podlotek, Seleno – zganiła samą siebie, ale znów się uśmiechnęła.
Wrzuciła
błyszczyk do torebki i wyszła z łazienki. Pomachała koleżankom siedzącym w
biurze i opuściła budynek.
Najpierw
usłyszał cichy stukot jej butów. Marcus porzucił gazetę na ławce i ruszył
śladem młodej kobiety. Tym razem nie pozwoli sobie na to, by ją zgubić. Musi z
nią porozmawiać i przekonać, że tylko on może jej pomóc. Że powinna go słuchać.
Uśmiechnął się, wkładając dłonie do kieszeni i szedł za nią.
Weszła do prawie pustej
sali w barze, w którym w sobotę miał odbyć się koncert Evana. Uśmiechnęła się,
widząc go na scenie, gdy nastrajał fortepian. Podniósł wzrok i dostrzegła w
nich wesoły błysk, bez wątpienia będący reakcją na jej widok. Wstał i zszedł z
podium, wyciągając do niej rękę. Podała mu swoją, czując, jak jej serce
szybciej bije.
- Cieszę się, że
jesteś.
Uśmiechnęła się i
musnęła ustami jego policzek.
- Przecież obiecałam.
Rozejrzała się,
szukając jego przyjaciół. Siedzieli z dwiema młodymi dziewczynami przy stoliku
przeznaczonym dla widowni, rozmawiając i śmiejąc się głośno. Lily pomachała jej
radośnie, a Karl zawołał, by do nich dołączyła.
- Myślałam, że
wystąpicie razem – odezwała się, odwracając do Evana. Skinął głową, nieznacznie
kołysząc się na piętach.
- Tak, ale mam też dwa
numery, które gram solo. Chodź, pokażę ci coś, zanim mi cię zabiorą. - Wziął ją
za rękę i poprowadził na scenę. Posadził ją obok siebie przed pianinem i uśmiechnął
się, kiedy przyjaciele zaczęli gwizdać i głośno wiwatować.
Selena zarumieniła się
i wbiła wzrok w swoje dłonie. Musnęła palcem pierścionek, jedyną pamiątkę po
matce. Evan przykrył jej dłoń swoją i krzyknął do Daniela, by wreszcie się
uciszył, co spotkało się z głośnym rechotem. Pokręcił głową.
- Więc...? Co chciałeś
mi pokazać?
Uśmiechnął się łagodnie
w odpowiedzi i przyłożył palec do ust. Dotknął pierwszego klawisza, a potem
jego dłonie przepłynęły po nich, uwalniając delikatną, słodką melodię. Dziewczyna
poruszyła się niespokojnie, rozpoznając pierwsze nuty, a potem spojrzała na
muzyka w zdumieniu. Udało mu się, odnalazł jej kołysankę, melodię, która
nawiedzała ją w snach. Zamknęła oczy, pozwalając, by piosenka pochłonęła ją
całkowicie. Do melodii dołączyły krople deszczu uderzające o szyby.
Otworzyła oczy i
obejrzała się, spoglądając w okno. Padało. Odetchnęła uspokojona, nie zwracając
uwagi na mężczyznę obserwującego ją z ulicy.
- To moja kołysanka –
powiedziała Evanowi. - Jak ją znalazłeś?
Przesunął dłonią po
włosach.
- Tak właściwie, to
znalazł ją Daniel. Na jednym z winyli swojej babki. - Uśmiechnął się. -
Mówiłem, że nam się uda. Że zdobędę dla ciebie tę melodię.
Skinęła głową i
nieśmiało pocałowała go w policzek. Tym razem gwizdy ze strony widowni wcale im
nie przeszkadzały.
- Jaki ma tytuł? Ta
piosenka.
- Kołysanka, po prostu.
Jeszcze raz?
Zastanowiła się przez
chwilę. Czy chciała znów usłyszeć tę melodię? Czy wtedy przypomni sobie, gdzie
ją słyszała i dlaczego nawiedza ją w snach? Oczywiście, że chciała.
- Zagraj.
Uniósł palec,
zastygając nad klawiaturą.
- Ale pod jednym
warunkiem. Zaśpiewaj dla mnie, Seleno. Kołysanka nie powinna brzmieć bez słów.
Zaśpiewać? Rozejrzała
się spanikowana. Przecież ona nie umiała śpiewać, jeśli to zrobi, stanie się
pośmiewiskiem. A jeśli Evan straci nią zainteresowanie?
- Nie mam do tego
talentu – mruknęła cicho.
Prychnął, wygrywając
prowizoryczną melodię.
- To kołysanka, Seleno,
każdy potrafi zaśpiewać kołysankę. Pozwól mi usłyszeć twój głos.
Spojrzała na zespół,
ale ich spojrzenia były życzliwe, uśmiechali się do niej ciepło, z pełną
akceptacją. Nie wyglądali, jakby chcieli ją wyśmiać, gdy tylko otworzy usta.
Przygryzła wargę i znów odwróciła się do Evana. Ich spojrzenia się spotkały i
pomyślała, że skoro sam chce, mimo iż go uprzedziła... Może spróbować. Skinęła
głową.
- Graj.
Dostrzegła w jego
oczach zadowolony błysk, kiedy znów zaczął grać. Pierwsze noty padały spokojne,
uspokajając ją i dając siłę. Zamknęła oczy i zaczęła śpiewać. Najpierw cicho,
potem coraz pewniej. Jej czysty głos niósł się echem po sali, mieszając z
dźwiękami fortepianu i deszczu.
To nieprawda, że nie
potrafię śpiewać, pomyślała, dlaczego
mnie okłamywali? Jej głos brzmiał jak czysty kryształ, wnikał głęboko w
duszę, wiążąc się z nią nierozerwalną nicią. Uśmiechnęła się, śpiewając dalej.
Wreszcie czuła, że robi coś, co jest jej pasją, co sprawia, że stała się
kompletna. Umilkła chwilę po tym, gdy urwała się muzyka.
- Dlaczego nie grasz?
Kiedy nie otrzymała
odpowiedzi, otworzyła oczy i spojrzała na Evana. Opierał się o fortepian i
sprawiał wrażenie jakby spał. Mógłby spać, gdyby nie to, że miał otwarte oczy,
a jego spojrzenie wyrażało pustkę. Zdezorientowana Selena dotknęła jego
ramienia i zawołała go po imieniu. Kiedy nie zareagował, potrząsnęła nim mocno.
- Coś mu się stało!
Niech ktoś zadzwoni po karetkę! - zawołała, wciąż potrząsając Evanem. Dotknęła
jego nadgarstka, szukając pulsu. Nie mogła go wyczuć. Spanikowała, zerwała się
na nogi, krzycząc, by ktoś wezwał pomoc. Dopiero po chwili uświadomiła sobie,
że odpowiadała jej tylko cisza.
Odwróciła się powoli,
czując dreszcze przebiegające jej po plecach. Przyjaciele Evana półleżeli, z
głowami odchylonymi do tyłu lub opartymi o stolik. Nikt się nie ruszał, za to
ich oczy były równie puste jak spojrzenie Evana. Wydawali się... martwi. Jak to
możliwe, że nagle, w czasie, gdy ona śpiewała... przecież jej nic się nie
stało! Nie czuła żadnego gazu...
Chwyciła za telefon i
zadzwoniła do pobliskiego szpitala. Oczami wyobraźni przypominała sobie sen.
Delikatną melodię, winylową płytę obracająca się w gramofonie, deszcz
uderzający o szyby. Małego pluszowego misia, którego trzymała w ramionach,
słuchając ulubionej kołysanki. Chciała wtedy udowodnić, że potrafi śpiewać, że
może to zrobić. Więc zaśpiewała, taka dumna, gdy udało jej się nie zafałszować.
A potem usłyszała krzyk i ktoś uderzył ją w twarz. Ze łzami spojrzała w gniewne
szare oczy.
Coś
ty zrobiła?! Nie wolno ci śpiewać, nigdy nie wolno ci śpiewać!
Marcus
odsunął się, schodząc z drogi sanitariuszom. Wbiegli do baru, pozostawiając za
sobą otwarte drzwi. Jeden z nich z trudem podniósł na nogi młodą szatynkę,
która do ich powrotu próbowała reanimować pianistę, a teraz zalewała się łzami.
Miał zamiar poczekać i wykorzystać ten moment, by z nią porozmawiać, ale kiedy
pojawiła się telewizja, uznał, że lepiej będzie nie rzucać się w oczy. Odwiedzi
dziewczynę później, wiedział przecież, gdzie mieszka.
Marisol miała dzisiaj
bardzo udany dzień. Michael, mężczyzna, z którym spotykała się od paru lat,
zaprosił ją na romantyczną kolację, sugerując poważne zamiary; w pracy dostała
awans, a właścicielka mieszkania zrezygnowała z podniesienia czynszu. Nie mogąc
doczekać się wieczoru, postanowiła kupić odpowiednią kreację na taką okazję.
Właśnie miała wychodzić na zakupy, gdy zatrzymała ją Mary, jej współlokatorka.
- Wychodzisz, Sol?
Kupisz mi po drodze coś słodkiego? - poprosiła.
- Jasne, a co chcesz...
- zerknęła w telewizję, którą oglądała Mary. Akurat nadawali wiadomości.
Marisol podeszła bliżej, z niedowierzaniem wpatrując się w drobną dziewczynę,
która ze łzami w oczach opowiadała o tragedii w barze.
- Nie mam pojęcia, co
się stało... Evan grał, ja śpiewałam, a gdy skończyłam... oni... oni... -
Dziewczyna odwróciła się i ukryła twarz w dłoniach.
- Strażacy sprawdzają
budynek – zrelacjonowała prezenterka, zerkając ciekawie na pobliski bar. - Nie
wiemy jeszcze, co było przyczyną zgonu tylu osób. Podejrzewamy wyciek gazu.
Jedyny świadek, który przeżył, czuje się dobrze, a lekarze potwierdzają, że jej
zdrowiu nie grozi niebezpieczeństwo. Zostańcie z nami, jesteśmy na bieżąco...
- Selena... - Marisol
pobladła i usiadła na kanapie. Mary coś do niej mówiła, ale dziewczyna jej nie
słuchała. Złe wspomnienia wróciły i zalały jej umysł. Nie chciała tego.
Wyjechała i nigdy więcej nie wróciła, by być jak najdalej od tego koszmaru.
Nagle zdała sobie sprawę, co zrobiła, uciekając od odpowiedzialności. Była
winna śmierci tych ludzi i wielu innych, zabitych śpiewem Seleny. Tylko
dlatego, że chciała wieść normalne życie, z dala od siostry, którą obwiniała o
śmierć rodziców. - Co ja narobiłam...
- Sol, co się dzieje?
Sol!
Dziewczyna spojrzała na
współlokatorkę. Wzięła głęboki wdech i uznała, że jej udany dzień właśnie się
zakończył. Ba, zakończyło się jej wolne, udane życie. Próbowała uciec od tego,
do czego była przeznaczona, zapomniała, że jako jedyna jest odporna i jej
obowiązkiem było strzec siostry. Naiwnie myślała, że Selena już nigdy nie
zaśpiewa. Myliła się, co kosztowało życie niewinnych ludzi.
- Wyjeżdżam. - Marisol
wstała i pobiegła do pokoju. Od razu zadzwoniła na lotnisko, ale okazało się,
że wszystkie dzisiejsze loty są już zajęte. Następny był telefon do Michaela. -
Potrzebny mi samochód. To sprawa życia i śmierci – powiedziała jednym tchem.
- Jaka sprawa? Dokąd
chcesz jechać, kochanie? - odpowiedział jej zdziwiony męski głos.
- Wierz mi, nie mam
czasu na wyjaśnienia. To bardzo, bardzo ważne.
- Jasne, ale teraz
jestem w pracy, samochód jest w garażu. Jeśli poczekasz trzy godziny,
pojedziemy razem...
- Nie mogę czekać.
Dziękuję, jesteś kochany. Zadzwonię. - Rozłączyła się. Nigdy nie opowiedziała
Michaelowi o siostrze. Wspominała o niej, ale gdyby zaczęła mówić o jej mocy, z
pewnością uznałby ją za wariatkę. Poza tym, nie mogła narażać go na niebezpieczeństwo.
Na szczęście miała klucze do jego domu. W kilka minut spakowała rzeczy i
ruszyła do drzwi.
- Dokąd wyjeżdżasz,
Sol? - zapytała ją Mary, stojąc w drzwiach i pijąc sok przez słomkę.
- Siostra mnie
potrzebuje. Dbaj o siebie i nie oglądaj za dużo telewizji – rzuciła, po czym
wyszła z mieszkania.
- To ty masz
siostrę...?
Nie
wdając się w dalsze dyskusje, Sol wsiadła do pierwszej taksówki i pojechała do
domu Michaela. Zabrała kluczyki, zostawiła właścicielowi krótki liścik z
podziękowaniem i ruszyła w drogę czarnym porsche, modląc się, by nie przybyła
za późno. Jeśli Selena nie zrozumiała, co się stało, może zabić kolejne osoby.
A jeśli zrozumiała... mogło być jeszcze gorzej. O wiele gorzej.
Selena siedziała w
pokoju, podciągając kolana pod brodę. Kołysała się lekko w przód i w tył, a po
jej policzkach płynęły słone łzy. Pamiętała. Pamiętała, kiedy po raz pierwszy
usłyszała kołysankę. W domu, gdy była dzieckiem. Ojciec miał stary gramofon i
kolekcję płyt, co wieczór czegoś słuchali. Na jednym z winyli usłyszała właśnie
tę piosenkę, tak bardzo jej się podobała... Dlaczego musiała się tak uprzeć,
żeby to zaśpiewać? Powinna była słuchać siostry. Marisol zawsze powtarzała, że
nie wolno jej śpiewać. Pięcioletnia wówczas Selena chciała jej udowodnić, że
jest inaczej. Zabiła ich. Rodziców i młodszego brata. Siedzieli na kanapie i
słuchali nagrania, a ona zaczęła śpiewać. Widziała ich głowy opadające na
ramiona, ale myślała, że są zmęczeni, śpiący. Śpiewała przecież kołysankę! Aż
nagle do pokoju wpadła Sol i uderzyła ją twarz. Była taka wściekła, Selena
nigdy nie widziała tyle złości, co w tamtej chwili, w oczach siostry. Miała
rację. Przecież Selena zabiła ich rodzinę. Zabiła ich, bo zaśpiewała.
Tak samo jak zabiła
Evana i jego przyjaciół. Jej pamięć zatarła bolesne wspomnienie z dzieciństwa i
Selena znów zaśpiewała. Nie istniało usprawiedliwienie tego, co zrobiła. Była
morderczynią, potworem. Ktoś taki jak ona nie miał prawa istnieć.
Otarła łzy wierzchem
dłoni. Co powinna zrobić? Zgłosić się na policję? Jak zareagują, gdy powie im,
że jej śpiew zabija? Już nigdy nie zaśpiewa, tego była pewna. Nigdy, przenigdy
nie zaśpiewa. To za mało. Powinna ponieść karę. Objęła się ramionami. Tak
bardzo się bała, była przerażona jak małe dziecko, które nagle odkryło, że w
jego szafie mieszka potwór.
Dlaczego piosenka nie
działała na nią samą? Dlaczego ona jedna przeżyła? Zacisnęła dłonie w pięści.
Świat nie potrzebuje innych potworów, skoro ma ją.
Poderwała się, słysząc
pukanie. Wytarła twarz i poszła do drzwi, nie chcąc obudzić ciotki. Odczepiła
łańcuch i uchyliła drzwi. Na ulicy stał starszy mężczyzna, siwe włosy miał
gładko zaczesane do tyłu, natomiast na sobie miał szary prochowiec, który ani
trochę nie pasował do letniego wieczoru.
- Tak?
- Selena Gallego, prawda?
Nazywam się Marcus Lynch – przedstawił się i wyciągnął do dziewczyny rękę,
którą ta niepewnie uścisnęła. - Powinniśmy porozmawiać, Seleno. O tym, co
potrafisz.
Zamrugała. Nie. Nie
mógł wiedzieć? Skąd? Przecież to niedorzeczne...
- Nie wiem, o czym pan
mówi. - Chciała zamknąć drzwi, ale wetknął między nie parasolkę i pokręcił
głową ze smutną miną. Selenę przeszły dreszcze. Coś w tym mężczyźnie sprawiało,
że się go lękała.
- Doskonale wiesz. Masz
dar, Seleno. A ja pomogę ci nad nim zapanować.
Ostatnie zdanie
sprawiło, że przestała próbować zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Panować nad
tym. Mogłaby śpiewać i nie... nie zabijać? Przyjrzała się mężczyźnie uważnie,
zastanawiając, czy przypadkiem nie jest kimś w rodzaju Xaviera z X-menów.
Werbuje ludzi o wyjątkowych zdolnościach.
Idiotka, skarciła się
zaraz. X-meni to tylko bajka dla małych dzieci. W prawdziwym świecie nie ma
czegoś takiego. I nie ma ludzi, którzy zabijają śpiewem.
Nazwał to darem. Nie
przekleństwem.
- Nie musisz się bać,
drogie dziecko. To, co dziś się stało, to ogromna tragedia, ale...
- To był wyciek gazu –
zaprzeczyła odruchowo. On wiedział, powtarzała w myślach jednocześnie.
Wiedział, co zrobiła. Zabierze ją i wsadzi gdzieś, gdzie... gdzie trzyma się
potwory. Nie chciała tam iść.
- To było coś innego,
nie musisz zaprzeczać. To był wypadek, rozumiem. Chcę ci pomóc.
Zawahała się,
spoglądając na tego dziwnego mężczyznę.
- Jak?
Uśmiechnął się. Ciepło,
jak dobry wujek do ulubionej siostrzenicy. Naprawdę chciał jej pomóc? Mógł to
zrobić? Sprawić, że będzie normalna?
- Musiałabyś nad tym
ćwiczyć. Z dala od ludzi, których możesz skrzywdzić... Pojedź ze mną. Zajmę się
tobą, wyjaśnię wszystko. - Wciąż się uśmiechał, a ona ciągle się wahała. Bardzo
chciała, żeby to była prawda. Chciała dowiedzieć się więcej. Dlaczego jej śpiew
zabija? Dlaczego podświadomie Kołysanka się z niej wyrywa? Dlaczego ona?
Zerknęła w głąb domu, w
pokoju ciotki było cicho. Może powinna odejść, stanowiła tylko zagrożenie.
Dlatego siostra uparła się na szkołę z internatem, gdy ich rodzice umarli.
Dlatego nigdy nie wróciła, nie dzwoniła, nie pisała... Bo Selena była
morderczynią, którą należało odizolować.
Znów poczuła
napływające jej do oczu łzy. Skinęła głową.
- Pojadę. Tylko spakuję
rzeczy...
Uśmiech mężczyzny się
poszerzył.
-
Doskonale.
cdn.
Iara Majere & Natalia Iubaris
Dzięki za kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNo nie pisz tak dużo, bo nie zdążę przeczytać. ^^
UsuńPrzy Dorianie się bardziej rozpisałem i tutaj aż mi się tak nie chciało.:P
UsuńTo liczę, że przy ostatniej części napiszesz więcej. :)
UsuńA jak szablon? Nie odstraszył Cie?^^
Póki literki są białe, a nie np czerwone, to żaden szablon mnie nie odstraszy.;)
UsuńAle one nie są białe przecież. :p
UsuńMoże nie całkiem, ale na tym tle przynajmniej nie odbiegają za nadto od bieli.:P
UsuńBardzo tragiczna część... Ale wyjaśniła wiele tajemnic, skąd kołysanka i skąd te sny... aż boję się jak to się skończy...
OdpowiedzUsuńNo właśnie jeszcze nie wyjaśnia skąd kołysanka.:)
UsuńMiałam na myśli, że Selena zna ją z dzieciństwa. Owszem, całkowitej genezy nie wyjaśnia :)
UsuńHm, no w sumie chyba tak. Zna ją bardzo długo. :)
Usuń