Od autorek

Od autorek
Zapraszamy na "Bliźniaczki", postapokaliptyczne opowiadanie o zombie.
Jeśli chcecie dostawać powiadomienia o kolejnych opowieściach, dajcie znać w
komentarzu. Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie:)

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kołysanka



 Część 2https://cdn2.iconfinder.com/data/icons/4-music-icons/128/2.png









           Dni mijały jak zwykle, ale wieczory były dla Seleny wyjątkowe. Coraz częściej spotykała się z Evanem. Co prawda nie potrafili odnaleźć właściwej melodii, mimo że zawzięcie próbowali, szczególnie muzyk. Selena była coraz bliższa rezygnacji, ale Evan nie chciał ustąpić. Po każdej próbie zabierał ją na spacer, na kawę, na kolację, raz nawet odwiedzili wesołe miasteczko. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów dziewczyna czuła się naprawdę szczęśliwa.
            Selena poznała również przyjaciół muzyka. Lily, drobną szatynkę, dudniącą na bębnie, niemal tak wielkim, jak ona sama. Daniela, szczupłego, wysokiego rudzielca grającego na trąbce, Anette, kobietę po trzydziestce, która nigdy nie rozstawała się z gitarą i Karla, lekko kulejącego na lewe kolano, młodego mężczyznę, którego hobby było śpiewanie i układanie piosenek. Ich wszystkich łączyła wspólna pasja – muzyka.
            W czasie, gdy Selena pracowała, Evan komponował muzykę. Mimo muzycznie uzdolnionych przyjaciół, wolał grać i śpiewać solo. Pewnego wieczoru zaprezentował jej swój talent. Dziewczyna wsłuchiwała się w jego grę oraz czysty głos jak zaczarowana, tak bardzo chciała do niego dołączyć, również zaśpiewać, ale... nie odważyła się. Zbyt mocno w jej głowie tkwiło przekonanie, że nie potrafi śpiewać. Skoro wszyscy stale jej to powtarzali, od dziecka, musiała to być prawda.
            - Zagram to w weekend na koncercie – oznajmił muzyk wesoło, gdy skończył. - Jutro mamy próbę. Przyjdziesz?
            - Pewnie – obiecała. - Wpadnę tutaj od razu po pracy.
            - Będę na ciebie czekał. - Odprowadził ją do drzwi, a gdy obejrzała się na niego, chcąc powiedzieć coś jeszcze, złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
            Późnym wieczorem do Evana wpadł Daniel z płytą gramofonową w ręce.
            - Siema. Coś wspominałeś, że szukasz kołysanki, której nie można znaleźć na necie? Moja babcia kiedyś tego słuchała. - Pomachał mu płytą przed nosem. - Nigdy wcześniej tego nie słyszałem, ale wydaje się niezłe.
            - Dzięki wielkie. - Evan wziął od niego płytę. - Widzimy się jutro?
            - Pewnie. Narka.
            Kiedy Daniel opuścił pokój, Evan podszedł do gramofonu i nastawił płytę. Gdy usłyszał pierwsze rytmy melodii, uśmiechnął się zadowolony. To musiała być ta kołysanka, która śniła się Selenie. Jutro puści jej tę melodię i może w końcu uda im się rozwiązać problem z jej snami.
            Jutro Selena odzyska spokój.
            Od dawna nie była tak podekscytowana. Przed wyjściem z pracy wstąpiła do łazienki, by przejrzeć się w lustrze i poprawić makijaż. Przeciągnęła usta jasnoróżowym błyszczykiem i poprawiła kok, z którego wymknęło się kilka niesfornych loków. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, zastanawiając, czy spodoba się Evanowi. Była już zakochana, ileż nocy nie przespała z powodu myśli o jakimś uroczym chłopcu. Tym razem jednak nie wzdychała do chłopca, lecz do mężczyzny, a on wydawał się odwzajemniać jej uczucia. Pocałował ją. Dotknęła ust, wspominając tamtą chwilę. Zapamiętała każdy szczegół, dotyk jego ust, zapach wody kolońskiej, dźwięki gitary cicho brzmiącej w tle.
            - Nie zachowuj się jak zakochany podlotek, Seleno – zganiła samą siebie, ale znów się uśmiechnęła.
            Wrzuciła błyszczyk do torebki i wyszła z łazienki. Pomachała koleżankom siedzącym w biurze i opuściła budynek.
            Najpierw usłyszał cichy stukot jej butów. Marcus porzucił gazetę na ławce i ruszył śladem młodej kobiety. Tym razem nie pozwoli sobie na to, by ją zgubić. Musi z nią porozmawiać i przekonać, że tylko on może jej pomóc. Że powinna go słuchać. Uśmiechnął się, wkładając dłonie do kieszeni i szedł za nią.
            Weszła do prawie pustej sali w barze, w którym w sobotę miał odbyć się koncert Evana. Uśmiechnęła się, widząc go na scenie, gdy nastrajał fortepian. Podniósł wzrok i dostrzegła w nich wesoły błysk, bez wątpienia będący reakcją na jej widok. Wstał i zszedł z podium, wyciągając do niej rękę. Podała mu swoją, czując, jak jej serce szybciej bije.
            - Cieszę się, że jesteś.
            Uśmiechnęła się i musnęła ustami jego policzek.
            - Przecież obiecałam.
            Rozejrzała się, szukając jego przyjaciół. Siedzieli z dwiema młodymi dziewczynami przy stoliku przeznaczonym dla widowni, rozmawiając i śmiejąc się głośno. Lily pomachała jej radośnie, a Karl zawołał, by do nich dołączyła.
            - Myślałam, że wystąpicie razem – odezwała się, odwracając do Evana. Skinął głową, nieznacznie kołysząc się na piętach.
            - Tak, ale mam też dwa numery, które gram solo. Chodź, pokażę ci coś, zanim mi cię zabiorą. - Wziął ją za rękę i poprowadził na scenę. Posadził ją obok siebie przed pianinem i uśmiechnął się, kiedy przyjaciele zaczęli gwizdać i głośno wiwatować.
            Selena zarumieniła się i wbiła wzrok w swoje dłonie. Musnęła palcem pierścionek, jedyną pamiątkę po matce. Evan przykrył jej dłoń swoją i krzyknął do Daniela, by wreszcie się uciszył, co spotkało się z głośnym rechotem. Pokręcił głową.
            - Więc...? Co chciałeś mi pokazać?
            Uśmiechnął się łagodnie w odpowiedzi i przyłożył palec do ust. Dotknął pierwszego klawisza, a potem jego dłonie przepłynęły po nich, uwalniając delikatną, słodką melodię. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, rozpoznając pierwsze nuty, a potem spojrzała na muzyka w zdumieniu. Udało mu się, odnalazł jej kołysankę, melodię, która nawiedzała ją w snach. Zamknęła oczy, pozwalając, by piosenka pochłonęła ją całkowicie. Do melodii dołączyły krople deszczu uderzające o szyby.
            Otworzyła oczy i obejrzała się, spoglądając w okno. Padało. Odetchnęła uspokojona, nie zwracając uwagi na mężczyznę obserwującego ją z ulicy.
            - To moja kołysanka – powiedziała Evanowi. - Jak ją znalazłeś?
            Przesunął dłonią po włosach.
            - Tak właściwie, to znalazł ją Daniel. Na jednym z winyli swojej babki. - Uśmiechnął się. - Mówiłem, że nam się uda. Że zdobędę dla ciebie tę melodię.
            Skinęła głową i nieśmiało pocałowała go w policzek. Tym razem gwizdy ze strony widowni wcale im nie przeszkadzały.
            - Jaki ma tytuł? Ta piosenka.
            - Kołysanka, po prostu. Jeszcze raz?
            Zastanowiła się przez chwilę. Czy chciała znów usłyszeć tę melodię? Czy wtedy przypomni sobie, gdzie ją słyszała i dlaczego nawiedza ją w snach? Oczywiście, że chciała.
            - Zagraj.
            Uniósł palec, zastygając nad klawiaturą.
            - Ale pod jednym warunkiem. Zaśpiewaj dla mnie, Seleno. Kołysanka nie powinna brzmieć bez słów.
            Zaśpiewać? Rozejrzała się spanikowana. Przecież ona nie umiała śpiewać, jeśli to zrobi, stanie się pośmiewiskiem. A jeśli Evan straci nią zainteresowanie?
            - Nie mam do tego talentu – mruknęła cicho.
            Prychnął, wygrywając prowizoryczną melodię.
            - To kołysanka, Seleno, każdy potrafi zaśpiewać kołysankę. Pozwól mi usłyszeć twój głos.
            Spojrzała na zespół, ale ich spojrzenia były życzliwe, uśmiechali się do niej ciepło, z pełną akceptacją. Nie wyglądali, jakby chcieli ją wyśmiać, gdy tylko otworzy usta. Przygryzła wargę i znów odwróciła się do Evana. Ich spojrzenia się spotkały i pomyślała, że skoro sam chce, mimo iż go uprzedziła... Może spróbować. Skinęła głową.
            - Graj.
            Dostrzegła w jego oczach zadowolony błysk, kiedy znów zaczął grać. Pierwsze noty padały spokojne, uspokajając ją i dając siłę. Zamknęła oczy i zaczęła śpiewać. Najpierw cicho, potem coraz pewniej. Jej czysty głos niósł się echem po sali, mieszając z dźwiękami fortepianu i deszczu.
            To nieprawda, że nie potrafię śpiewać, pomyślała, dlaczego mnie okłamywali? Jej głos brzmiał jak czysty kryształ, wnikał głęboko w duszę, wiążąc się z nią nierozerwalną nicią. Uśmiechnęła się, śpiewając dalej. Wreszcie czuła, że robi coś, co jest jej pasją, co sprawia, że stała się kompletna. Umilkła chwilę po tym, gdy urwała się muzyka.
            - Dlaczego nie grasz?
            Kiedy nie otrzymała odpowiedzi, otworzyła oczy i spojrzała na Evana. Opierał się o fortepian i sprawiał wrażenie jakby spał. Mógłby spać, gdyby nie to, że miał otwarte oczy, a jego spojrzenie wyrażało pustkę. Zdezorientowana Selena dotknęła jego ramienia i zawołała go po imieniu. Kiedy nie zareagował, potrząsnęła nim mocno.
            - Coś mu się stało! Niech ktoś zadzwoni po karetkę! - zawołała, wciąż potrząsając Evanem. Dotknęła jego nadgarstka, szukając pulsu. Nie mogła go wyczuć. Spanikowała, zerwała się na nogi, krzycząc, by ktoś wezwał pomoc. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że odpowiadała jej tylko cisza.
            Odwróciła się powoli, czując dreszcze przebiegające jej po plecach. Przyjaciele Evana półleżeli, z głowami odchylonymi do tyłu lub opartymi o stolik. Nikt się nie ruszał, za to ich oczy były równie puste jak spojrzenie Evana. Wydawali się... martwi. Jak to możliwe, że nagle, w czasie, gdy ona śpiewała... przecież jej nic się nie stało! Nie czuła żadnego gazu...
            Chwyciła za telefon i zadzwoniła do pobliskiego szpitala. Oczami wyobraźni przypominała sobie sen. Delikatną melodię, winylową płytę obracająca się w gramofonie, deszcz uderzający o szyby. Małego pluszowego misia, którego trzymała w ramionach, słuchając ulubionej kołysanki. Chciała wtedy udowodnić, że potrafi śpiewać, że może to zrobić. Więc zaśpiewała, taka dumna, gdy udało jej się nie zafałszować. A potem usłyszała krzyk i ktoś uderzył ją w twarz. Ze łzami spojrzała w gniewne szare oczy.
            Coś ty zrobiła?! Nie wolno ci śpiewać, nigdy nie wolno ci śpiewać!
            Marcus odsunął się, schodząc z drogi sanitariuszom. Wbiegli do baru, pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Jeden z nich z trudem podniósł na nogi młodą szatynkę, która do ich powrotu próbowała reanimować pianistę, a teraz zalewała się łzami. Miał zamiar poczekać i wykorzystać ten moment, by z nią porozmawiać, ale kiedy pojawiła się telewizja, uznał, że lepiej będzie nie rzucać się w oczy. Odwiedzi dziewczynę później, wiedział przecież, gdzie mieszka.
            Marisol miała dzisiaj bardzo udany dzień. Michael, mężczyzna, z którym spotykała się od paru lat, zaprosił ją na romantyczną kolację, sugerując poważne zamiary; w pracy dostała awans, a właścicielka mieszkania zrezygnowała z podniesienia czynszu. Nie mogąc doczekać się wieczoru, postanowiła kupić odpowiednią kreację na taką okazję. Właśnie miała wychodzić na zakupy, gdy zatrzymała ją Mary, jej współlokatorka.
            - Wychodzisz, Sol? Kupisz mi po drodze coś słodkiego? - poprosiła.
            - Jasne, a co chcesz... - zerknęła w telewizję, którą oglądała Mary. Akurat nadawali wiadomości. Marisol podeszła bliżej, z niedowierzaniem wpatrując się w drobną dziewczynę, która ze łzami w oczach opowiadała o tragedii w barze.
            - Nie mam pojęcia, co się stało... Evan grał, ja śpiewałam, a gdy skończyłam... oni... oni... - Dziewczyna odwróciła się i ukryła twarz w dłoniach.
            - Strażacy sprawdzają budynek – zrelacjonowała prezenterka, zerkając ciekawie na pobliski bar. - Nie wiemy jeszcze, co było przyczyną zgonu tylu osób. Podejrzewamy wyciek gazu. Jedyny świadek, który przeżył, czuje się dobrze, a lekarze potwierdzają, że jej zdrowiu nie grozi niebezpieczeństwo. Zostańcie z nami, jesteśmy na bieżąco...
            - Selena... - Marisol pobladła i usiadła na kanapie. Mary coś do niej mówiła, ale dziewczyna jej nie słuchała. Złe wspomnienia wróciły i zalały jej umysł. Nie chciała tego. Wyjechała i nigdy więcej nie wróciła, by być jak najdalej od tego koszmaru. Nagle zdała sobie sprawę, co zrobiła, uciekając od odpowiedzialności. Była winna śmierci tych ludzi i wielu innych, zabitych śpiewem Seleny. Tylko dlatego, że chciała wieść normalne życie, z dala od siostry, którą obwiniała o śmierć rodziców. - Co ja narobiłam...
            - Sol, co się dzieje? Sol!
            Dziewczyna spojrzała na współlokatorkę. Wzięła głęboki wdech i uznała, że jej udany dzień właśnie się zakończył. Ba, zakończyło się jej wolne, udane życie. Próbowała uciec od tego, do czego była przeznaczona, zapomniała, że jako jedyna jest odporna i jej obowiązkiem było strzec siostry. Naiwnie myślała, że Selena już nigdy nie zaśpiewa. Myliła się, co kosztowało życie niewinnych ludzi.
            - Wyjeżdżam. - Marisol wstała i pobiegła do pokoju. Od razu zadzwoniła na lotnisko, ale okazało się, że wszystkie dzisiejsze loty są już zajęte. Następny był telefon do Michaela. - Potrzebny mi samochód. To sprawa życia i śmierci – powiedziała jednym tchem.
            - Jaka sprawa? Dokąd chcesz jechać, kochanie? - odpowiedział jej zdziwiony męski głos.
            - Wierz mi, nie mam czasu na wyjaśnienia. To bardzo, bardzo ważne.
            - Jasne, ale teraz jestem w pracy, samochód jest w garażu. Jeśli poczekasz trzy godziny, pojedziemy razem...
            - Nie mogę czekać. Dziękuję, jesteś kochany. Zadzwonię. - Rozłączyła się. Nigdy nie opowiedziała Michaelowi o siostrze. Wspominała o niej, ale gdyby zaczęła mówić o jej mocy, z pewnością uznałby ją za wariatkę. Poza tym, nie mogła narażać go na niebezpieczeństwo. Na szczęście miała klucze do jego domu. W kilka minut spakowała rzeczy i ruszyła do drzwi.
            - Dokąd wyjeżdżasz, Sol? - zapytała ją Mary, stojąc w drzwiach i pijąc sok przez słomkę.
            - Siostra mnie potrzebuje. Dbaj o siebie i nie oglądaj za dużo telewizji – rzuciła, po czym wyszła z mieszkania.
            - To ty masz siostrę...?
            Nie wdając się w dalsze dyskusje, Sol wsiadła do pierwszej taksówki i pojechała do domu Michaela. Zabrała kluczyki, zostawiła właścicielowi krótki liścik z podziękowaniem i ruszyła w drogę czarnym porsche, modląc się, by nie przybyła za późno. Jeśli Selena nie zrozumiała, co się stało, może zabić kolejne osoby. A jeśli zrozumiała... mogło być jeszcze gorzej. O wiele gorzej.
            Selena siedziała w pokoju, podciągając kolana pod brodę. Kołysała się lekko w przód i w tył, a po jej policzkach płynęły słone łzy. Pamiętała. Pamiętała, kiedy po raz pierwszy usłyszała kołysankę. W domu, gdy była dzieckiem. Ojciec miał stary gramofon i kolekcję płyt, co wieczór czegoś słuchali. Na jednym z winyli usłyszała właśnie tę piosenkę, tak bardzo jej się podobała... Dlaczego musiała się tak uprzeć, żeby to zaśpiewać? Powinna była słuchać siostry. Marisol zawsze powtarzała, że nie wolno jej śpiewać. Pięcioletnia wówczas Selena chciała jej udowodnić, że jest inaczej. Zabiła ich. Rodziców i młodszego brata. Siedzieli na kanapie i słuchali nagrania, a ona zaczęła śpiewać. Widziała ich głowy opadające na ramiona, ale myślała, że są zmęczeni, śpiący. Śpiewała przecież kołysankę! Aż nagle do pokoju wpadła Sol i uderzyła ją twarz. Była taka wściekła, Selena nigdy nie widziała tyle złości, co w tamtej chwili, w oczach siostry. Miała rację. Przecież Selena zabiła ich rodzinę. Zabiła ich, bo zaśpiewała.
            Tak samo jak zabiła Evana i jego przyjaciół. Jej pamięć zatarła bolesne wspomnienie z dzieciństwa i Selena znów zaśpiewała. Nie istniało usprawiedliwienie tego, co zrobiła. Była morderczynią, potworem. Ktoś taki jak ona nie miał prawa istnieć.
            Otarła łzy wierzchem dłoni. Co powinna zrobić? Zgłosić się na policję? Jak zareagują, gdy powie im, że jej śpiew zabija? Już nigdy nie zaśpiewa, tego była pewna. Nigdy, przenigdy nie zaśpiewa. To za mało. Powinna ponieść karę. Objęła się ramionami. Tak bardzo się bała, była przerażona jak małe dziecko, które nagle odkryło, że w jego szafie mieszka potwór.
            Dlaczego piosenka nie działała na nią samą? Dlaczego ona jedna przeżyła? Zacisnęła dłonie w pięści. Świat nie potrzebuje innych potworów, skoro ma ją.
            Poderwała się, słysząc pukanie. Wytarła twarz i poszła do drzwi, nie chcąc obudzić ciotki. Odczepiła łańcuch i uchyliła drzwi. Na ulicy stał starszy mężczyzna, siwe włosy miał gładko zaczesane do tyłu, natomiast na sobie miał szary prochowiec, który ani trochę nie pasował do letniego wieczoru.
            - Tak?
            - Selena Gallego, prawda? Nazywam się Marcus Lynch – przedstawił się i wyciągnął do dziewczyny rękę, którą ta niepewnie uścisnęła. - Powinniśmy porozmawiać, Seleno. O tym, co potrafisz.
            Zamrugała. Nie. Nie mógł wiedzieć? Skąd? Przecież to niedorzeczne...
            - Nie wiem, o czym pan mówi. - Chciała zamknąć drzwi, ale wetknął między nie parasolkę i pokręcił głową ze smutną miną. Selenę przeszły dreszcze. Coś w tym mężczyźnie sprawiało, że się go lękała.
            - Doskonale wiesz. Masz dar, Seleno. A ja pomogę ci nad nim zapanować.
            Ostatnie zdanie sprawiło, że przestała próbować zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Panować nad tym. Mogłaby śpiewać i nie... nie zabijać? Przyjrzała się mężczyźnie uważnie, zastanawiając, czy przypadkiem nie jest kimś w rodzaju Xaviera z X-menów. Werbuje ludzi o wyjątkowych zdolnościach.
            Idiotka, skarciła się zaraz. X-meni to tylko bajka dla małych dzieci. W prawdziwym świecie nie ma czegoś takiego. I nie ma ludzi, którzy zabijają śpiewem.
            Nazwał to darem. Nie przekleństwem.
            - Nie musisz się bać, drogie dziecko. To, co dziś się stało, to ogromna tragedia, ale...
            - To był wyciek gazu – zaprzeczyła odruchowo. On wiedział, powtarzała w myślach jednocześnie. Wiedział, co zrobiła. Zabierze ją i wsadzi gdzieś, gdzie... gdzie trzyma się potwory. Nie chciała tam iść.
            - To było coś innego, nie musisz zaprzeczać. To był wypadek, rozumiem. Chcę ci pomóc.
            Zawahała się, spoglądając na tego dziwnego mężczyznę.
            - Jak?
            Uśmiechnął się. Ciepło, jak dobry wujek do ulubionej siostrzenicy. Naprawdę chciał jej pomóc? Mógł to zrobić? Sprawić, że będzie normalna?
            - Musiałabyś nad tym ćwiczyć. Z dala od ludzi, których możesz skrzywdzić... Pojedź ze mną. Zajmę się tobą, wyjaśnię wszystko. - Wciąż się uśmiechał, a ona ciągle się wahała. Bardzo chciała, żeby to była prawda. Chciała dowiedzieć się więcej. Dlaczego jej śpiew zabija? Dlaczego podświadomie Kołysanka się z niej wyrywa? Dlaczego ona?
            Zerknęła w głąb domu, w pokoju ciotki było cicho. Może powinna odejść, stanowiła tylko zagrożenie. Dlatego siostra uparła się na szkołę z internatem, gdy ich rodzice umarli. Dlatego nigdy nie wróciła, nie dzwoniła, nie pisała... Bo Selena była morderczynią, którą należało odizolować.
            Znów poczuła napływające jej do oczu łzy. Skinęła głową.
            - Pojadę. Tylko spakuję rzeczy...
            Uśmiech mężczyzny się poszerzył.
            - Doskonale.
cdn.
Iara Majere & Natalia Iubaris

11 komentarzy:

  1. Dzięki za kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie pisz tak dużo, bo nie zdążę przeczytać. ^^

      Usuń
    2. Przy Dorianie się bardziej rozpisałem i tutaj aż mi się tak nie chciało.:P

      Usuń
    3. To liczę, że przy ostatniej części napiszesz więcej. :)
      A jak szablon? Nie odstraszył Cie?^^

      Usuń
    4. Póki literki są białe, a nie np czerwone, to żaden szablon mnie nie odstraszy.;)

      Usuń
    5. Ale one nie są białe przecież. :p

      Usuń
    6. Może nie całkiem, ale na tym tle przynajmniej nie odbiegają za nadto od bieli.:P

      Usuń
  2. Bardzo tragiczna część... Ale wyjaśniła wiele tajemnic, skąd kołysanka i skąd te sny... aż boję się jak to się skończy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie jeszcze nie wyjaśnia skąd kołysanka.:)

      Usuń
    2. Miałam na myśli, że Selena zna ją z dzieciństwa. Owszem, całkowitej genezy nie wyjaśnia :)

      Usuń
    3. Hm, no w sumie chyba tak. Zna ją bardzo długo. :)

      Usuń