Od autorek

Od autorek
Zapraszamy na "Bliźniaczki", postapokaliptyczne opowiadanie o zombie.
Jeśli chcecie dostawać powiadomienia o kolejnych opowieściach, dajcie znać w
komentarzu. Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie:)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Szept anioła

https://cdn2.iconfinder.com/data/icons/4-music-icons/128/2.png








    Często wracałam do domu na skróty.
    To nie tak, że ta droga była szczególnie niebezpieczna. W dzień każdy tamtędy przechodził. Mijało się kilka bloków, potem gęste zarośla i wychodziło wprost na główną drogę. Ale w nocy... nocą ludzie omijali to miejsce.
    A przynajmniej rozsądni ludzie.

    Lato powoli dobiegało końca, a wraz z nim ukochane wakacje. Miałam wtedy dziesięć lat i, podobnie jak moje rówieśnice, myśl o powrocie do szkoły po ponad dwóch miesiącach wolnego nie była ani trochę przyjemna.
    Przedostatniego dnia wakacji moja starsza siostra Karina wybierała się na festiwal razem ze swoją przyjaciółką, Laurą. Po godzinie proszenia i łapówki w postaci zmywania naczyń przez jej dwie kolejki, zgodziła się mnie zabrać. Mama zastrzegła jedynie, żebyśmy wróciły przez dwudziestą drugą.
    Do miejsca, gdzie odbywała się zabawa, pieszo można było dojść w dwadzieścia parę minut. Cały festiwal wspominam dość miło. Wesołe miasteczko, koncerty, konkursy. Strzelając lotkami do tarczy, wygrałam zestaw podobnych lotek i tarczę, którą powiesiłam potem w pokoju.
     Moja siostra i jej przyjaciółka brały udział w innych, ich zdaniem – bardziej dojrzałych konkursach. Miały po siedemnaście lat i uważały się już za osoby dorosłe. Pod pewnymi względami tak było. Między mną, a nimi zawsze istniała granica wieku, dzieliło nas inne myślenie, różne spojrzenie na te same sprawy. I brak wiary w to, w co ja wówczas całym sercem wierzyłam.
    Zawsze czułam, że nade mną czuwa anioł stróż. Im starsza byłam, tym więcej o tym czytałam; wręcz uległam fascynacji aniołami, ich istotą i zadaniami, jakie miały pełnić wśród ludzi. Często wyobrażałam sobie, że krok w krok za mną chodzi taka niewidzialna osoba o pięknych białych skrzydłach, obserwując uważnie, czy nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Nie wiem, czy tak do końca w to wierzyłam, ale wtedy, tamtego dnia...
    Coś się wydarzyło.

    Koncert się nieco przedłużył. Żadnej z nas nie chciało się jeszcze wracać do domu, więc dopiero kiedy minęła dwudziesta druga trzydzieści, Karina niechętnie uznała, że przeze mnie muszą już wracać. Urażona tą uwagą, przypomniałam naszą umowę o naczyniach, co znacznie rozbawiło Laurę.
    Wracałyśmy, trochę się ze sobą sprzeczając, gdy w oddali rozległ się grzmot. Laura jęknęła. Mieszkałyśmy na tym samym osiedlu, ale ona kilka domów dalej, więc my miałyśmy nieco bliżej. Przyspieszyłyśmy; żadna z nas nie miała parasola, a nie chciałyśmy zmoknąć. W pewnym momencie Laura zatrzymała się przy przejściu, wpatrując się w tamto miejsce.
    Miałyśmy do wyboru: jakieś dwadzieścia minut naokoło, gdzie droga była dobrze oświetlona, a po ulicach krążyli jeszcze ludzie, albo około siedmiu – ośmiu minut na przełaj, tam, gdzie nikt nie zapuszczał się po zmroku.
    - Dajcie spokój, przecież dziś sobota, na pewno wraca tamtędy mnóstwo ludzi – przekonywała Laura. - Chcecie przemoknąć? Zaraz się rozpada.
    - No dobra – westchnęła Karina, nie do końca przekonana i skierowałyśmy się do przejścia. Kiedy stałyśmy, czekając na zielone światło, poczułam ciepły powiew na karku, jakby ktoś się nade mną pochylił i przeniknął mnie dziwny dreszcz niepokoju. Stałam nieruchomo, nagle bojąc się poruszyć.
    - Nie idź tamtędy – ktoś szepnął mi do ucha. Obejrzałam się szybko, ale nikogo nie zobaczyłam. Rozejrzałam się ponownie. Na przyjściu byłyśmy tylko my trzy, a Karina i Laura właśnie rozmawiały.
    Chyba, że osoba, która mnie ostrzegła, była niewidzialna.
    - Chodźmy naokoło – powiedziałam cicho. Nie wiem, czy w moim głosie był strach, czy coś innego, ale moja siostra i jej przyjaciółka błyskawicznie umilkły, spoglądając na mnie z niepokojem.
    - Dlaczego, Isabelle? - spytała Karina. Jej błękitne oczy, tak podobne do moich i mamy, były wyjątkowo poważne, jakbym nie była tylko dzieckiem, ale osobą dorosłą, która powiedziała coś, co trzeba wziąć pod uwagę. To spojrzenie dodało mi odwagi.
    - Proszę, nie idźmy tamtędy. Po prostu chodźmy zwykłą drogą. Proszę... - Poczułam, że muszę je przekonać. Obie.
    - Chcesz zmoknąć? - Laura prychnęła. - A może się boisz? Że zza krzaków wyskoczy potwór i...
    - Przestań – przerwała jej stanowczo Karina. Przyjaciółka spojrzała na nią urażona.
    - Tak, boję się – przyznałam. - Nie idźmy tamtędy.
    - Pobiegniemy naokoło i zdążymy przed deszczem – postanowiła moja siostra.
    - W tych butach? - Laura wskazała na swoje szpilki. W przeciwieństwie do nas, które przezornie założyłyśmy dżinsy i wygodne adidasy, nasza sąsiadka z osiedla ubrała się w obcisłą sukienkę i szpilki. - Ja idę na skróty, wy jak wolicie. - Ruszyła przez przejście, na którym paliło się już zielone światło.
    - Nie idź! - zawołałam za nią. Karina zawahała się.
    - Chcesz iść tamtędy sama? To głupie! - krzyknęła. - Zdejmiesz buty, jeszcze nie pada, szosa jest pewnie ciepła... Mogę ci nawet pożyczyć swoje! Ja mogę iść boso...
    - Dajcie spokój, chodźcie ze mną!
    - Laura, ja i młoda idziemy dłuższą drogą – oznajmiła stanowczo Karina. Odetchnęłam z ulgą.
    Sąsiadka zatrzymała się, zawahała, po czym pokręciła głową.
    - Jak chcecie. Do jutra. - Ruszyła stanowczo między budynki. Moja siostra stała jeszcze przez chwilę, w końcu westchnęła i zawołała tylko:
    - Zadzwoń, jak będziesz w domu! - Po czym wzięła mnie za rękę. W oddali rozległ się kolejny grzmot. - Biegniemy?
    Skinęłam głową i pobiegłyśmy.
    Ulewa dosięgła nas jakiś kwadrans później. Deszcz lunął nagle i obficie. Biegłam obok siostry, wciąż trzymając ją za rękę, w drugiej mocno ściskałam wygraną, mając nadzieję, że woda nie dostanie się do środka i nie zniszczy mojej nagrody. Z jakiegoś powodu czułam złość na przyjaciółkę siostry. Powinna pójść z nami. Czemu to nie ona usłyszała ostrzeżenie? Tylko ja?
    Wtedy przyszło mi na myśl, że gdyby ktoś dorosły to usłyszał, uznałby, że mu się wydawało. Albo że traci rozum. Może dlatego Laura nie usłyszała ostrzeżenia. Może nie chciała usłyszeć.
    Kim był ten, kto mnie ostrzegł? W głębi duszy znałam odpowiedź. I czułam, że postąpiłam właściwie, gdy biegłyśmy, rozchlapując rosnące kałuże, a woda z włosów kapała nam do oczu. W oddali rozlegały się grzmoty, za każdym razem odczuwałam niepokój, czy dotrzemy do domu, zanim burza nas dogoni. Mimo że zimno przenikało mnie całą i już widziałam się w łóżku z katarem, byłam pewna, że podjęłyśmy z siostrą prawidłową decyzję.
    W przeciwieństwie do Laury.
    Dotarłyśmy do domu, przemoczone do suchej nitki. Dostałyśmy ostrą burę, że wróciłyśmy prawie godzinę za późno oraz szlaban na kolejne festiwale. Jak podejrzewałam, do negocjacji, bo Karina zawsze umiała jakoś przekonać mamę.
    Natomiast Laura nigdy nie dotarła do domu.

   Na początku nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Pytałam, dociekałam, czemu mama z tatą nie pozwalają nam samym wychodzić z domu, a Karina ciągle płacze. Raz usłyszałam, jak mówi mamie, że to jej wina. Strasznie się wtedy denerwowałam, że nikt mi niczego nie mówi. Że traktują mnie jak dziecko. Miałam wtedy dziesięć lat, niedługo nawet jedenaście, też miałam prawo wiedzieć, jeśli działo się coś złego.
    Dowiedziałam się z gazety, którą znalazłam na stoliku obok taty. Zasnął na kanapie, więc zabrałam ją cichutko i pobiegłam do swojego pokoju.
    Laura została zamordowana. Wstrząśnięta, przeczytałam trzy razy artykuł, zanim go zrozumiałam. Napastników było trzech. Jednego złapali, dwóch się wymknęło. Policja wciąż ich szukała, ale przynajmniej wiedzieli, kto to zrobił.
    Poszłam do Kariny i pokazałam jej gazetę. Znów się rozpłakała. Przytuliłam ją. Powiedziałam, że nie mogła powstrzymać Laury. Nic nie mogła zrobić. Ale zgodziła się wrócić do domu naokoło i dzięki temu uratowała mnie.
    - Ale to ty nie chciałaś tamtędy iść. - Siostra spojrzała na mnie uważniej. - Dlaczego? Skąd wiedziałaś, że tam... że... może nam stać się krzywda?
    - Anioł mi powiedział. Szepnął mi na ucho, żebym nie szła tamtą drogą – odpowiedziałam poważnie. Karina dziwnie na mnie spojrzała, chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Chyba mi nie uwierzyła.
    Moja siostra należała do osób dorosłych. Tych, których rozum zawsze szuka racjonalnego wyjaśnienia. Ja byłam dzieckiem. I uwierzyłam, że to był mój anioł stróż.

    Dziś sama jestem dorosła. I wciąż się zastanawiam, czy naprawdę uratował mnie anioł? Ktoś mógłby powiedzieć, że jakiś mój wewnętrzny instynkt podpowiedział mi, że to nierozsądne, chodzić późnym wieczorem w miejsca, gdzie nikt nie może usłyszeć wołania o pomoc. Gdybyśmy wszystkie tam poszły... Było ich trzech. Nie miałybyśmy szans. Skończyłybyśmy podobnie jak Laura. Coś mnie przed tym powstrzymało, temu nie mogłam zaprzeczyć.
    Ktoś mógłby stwierdzić, że to nie był szept, lecz szum wiatru, a słowa same pojawiły się w moim umyśle.
    Ale ja wierzę. I myślę, że może...
    Może anioły naprawdę istnieją i czuwają nad nami, szczególnie, gdy jesteśmy dziećmi i mocno w nie wierzymy.
Natalia Iubaris

10 komentarzy:

  1. Wychodzi na to, że warto słuchać różnych podszeptów i nieważne, czy to jest podszept umysłu, czy faktycznie anioła, ale ta historia pokazuje, że rzeczywiście warto.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy też, jakich podszeptów, bo niektórych może jednak lepiej nie słuchać... XD

      Usuń
  2. Czekam więc na opowiadanie o takich podszeptach^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc masz nad czym popracować:P

      Usuń
    2. Nie mam czasu:p Ale może Ty spróbujesz, jeśli masz pomysł?^^

      Usuń
    3. Pewnie pewien chłopiec go sporo pochłania^^
      Nie mam, ale zadowolę się wcześniejszym opowiadaniem Iary, choć tam szept był bardziej rzeczywisty i jednoznaczny.;)

      Usuń
    4. O tak, pochłania mnóstwo czasu:)

      Usuń
  3. Bo warto wierzyć :) W tej chwili bardzo chcę w coś wierzyć i mam nadzieję, że anioł stróż czuwa nad pewną osobą i ją ocali...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocali? W takim razie trzymam kciuki, żeby tak było;)

      Usuń