Od autorek

Od autorek
Zapraszamy na "Bliźniaczki", postapokaliptyczne opowiadanie o zombie.
Jeśli chcecie dostawać powiadomienia o kolejnych opowieściach, dajcie znać w
komentarzu. Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie:)

poniedziałek, 2 lutego 2015

Kołysanka



Część 3

https://cdn2.iconfinder.com/data/icons/4-music-icons/128/2.png










          Marisol pędziła, przekraczając wszelkie możliwe prędkości, właściwie już dawno powinna dostać kilka mandatów, ale nie miało to dla niej znaczenia. Ważyło się życie Seleny i być może wielu innych ludzi. Zatrzymała się tylko po to, by zatankować. Wpadła do sklepu, kupiła colę na drogę i ruszyła dalej.
            Wyrzucała sobie, że nie zabrała telefonu do ciotki. Nigdy nie dzwoniła, to Anthea kontaktowała się z nią, ale z czasem robiła to coraz rzadziej. Gdyby miała numer zapisany w komórce, mogłaby zadzwonić, porozmawiać z siostrą... z drugiej strony, Selena mogłaby się tylko wystraszyć. Lepiej, jeśli porozmawia z nią osobiście.
            W połowie drogi utknęła w korku. Najwyraźniej trafiła na jakiś wypadek. Ze złością uderzyła dłonią w kierownicę, ale nie przyniosło to żadnej ulgi. Wysiadła z auta, trzaskając drzwiami. Korek był spory i nie miała pojęcia, jak go ominąć. Wsiadła ponownie i odebrała dzwoniący od kilku minut telefon.
            - Sol, skarbie, gdzie ty jesteś? Miałaś zadzwonić...
            - Moja siostra ma kłopoty, a ja trafiłam na potężny korek – pożaliła się. - Nie wiesz, czy jest tu jakiś objazd...?
            - Już sprawdzam. - Po paru minutach ciszy w słuchawce powrócił miły, męski głos. - Jest objazd, musisz przejechać jeszcze pół mili i tam będzie zakręt w lewo. Wjedziesz w las, potem miniesz łąki i wyjedziesz na główną drogę. W ten sposób ominiesz korek.
            - Jesteś najlepszy. - Marisol poczuła ulgę. Może jednak zdąży na czas.
            Najwyraźniej jednak wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. W środku lasu złapała gumę. Prawie się rozpłakała.
            Weź się w garść, Sol, powiedziała sobie, wysiadając z auta. Przecież potrafisz zmienić oponę. Pół godziny później pojechała dalej, zastanawiając się, co jeszcze może ją spotkać.
            Gdy wyjechała na główną drogę, odetchnęła z ulgą i wcisnęła pedał gazu. Nie zdziwiłaby się, jakby teraz zaczęła gonić ją policja.
            Do miasteczka wjechała późnym wieczorem. Zwolniła nieco, kierując się do domu ciotki. Ostatnie czego chciała, to spowodować wypadek tuż przed dotarciem do celu.
            Zatrzymała się przed domem, stwierdzając, że niewiele się zmieniło, odkąd wyjeżdżała do szkoły z internatem. Wtedy była tu po raz ostatni. Postawiła, że już tu nie wróci i jak do tej pory, nieźle jej to wychodziło. Jak mogła popełnić taki błąd...? Wysiadła i stanęła przed drzwiami, naciskając dzwonek.
            - Sol? - Drzwi otworzyła jej ciotka Anthea. Dziewczyna w jednej chwili znalazła się w jej pulchnych ramionach. Marisol spodziewała się złości, wyrzutów, że się nie odzywała, nie pomogła w wychowaniu siostry, że tak po prostu ją zostawiła. Tymczasem twarz ciotki pełna była ulgi i radości. - Jak dobrze, że przyjechałaś!
            - Też się cieszę, że cię widzę, ciociu – mruknęła niepewnie Sol, wchodząc do domu. Rozejrzała się, zauważając niewielkie zmiany. Większość była jednak na swoim miejscu. Kiedy jeszcze rodzice żyli, wielokrotnie odwiedzała z siostrą ciotkę, czasem spędzały tu wakacje. Lubiła to miejsce. Odeszła, bo musiała.
            Nie, poprawiła się. Nie musiała. Bała się odpowiedzialności za siostrę.
            - Gdzie Selena? - Sol zerknęła w górę, kiedyś znajdowały się tam ich pokoje.
            - Biedactwo, przeżyła szok, gdy jej przyjaciele zatruli się tym gazem i stwierdziła, że musi wyjechać na pewien czas – odparła ciotka. - Martwię się o nią.
            - To... nie ma jej tutaj? Wyjechała? - jęknęła Marisol z rozpaczą. O cholera. Niedobrze.
            - Tak, ale mogę do niej zadzwonić... powiem, że jesteś...
            - Nie, nie! To znaczy... zadzwoń, ciociu – poprawiła się Sol – ale nie mów, że jestem. Chciałabym jej zrobić niespodziankę...
            - To dobry pomysł. Zadzwonię i poproszę, żeby przyjechała.
            - Poproś, żeby powiedziała, gdzie jest.
            Anthea zadzwoniła na komórkę Seleny. Dziewczyna odebrała po piątym sygnale.
            - Ciociu, nie mogę teraz rozmawiać... odezwę się później...
            - Skarbie, musisz wrócić na chwilę do domu. Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia... - Zerknęła na Marisol, która energicznie pokręciła głową. Ciotka westchnęła, wyraźnie mając ochotę przekazać Selenie nowinę.
            - Nie mogę, jestem w drodze na lotnisko. Musimy zdążyć na lot. Porozmawiamy później. Trzymaj się, ciociu. - Selena rozłączyła się, a Anthea spojrzała bezradnie na jej siostrę.
            - Jest w drodze na lotnisko.
            - Na lotnisko?! - Sol miała ochotę przeklinać, na czym świat stoi. Gdzie Selena chciała uciec? Co ona wymyśliła? Miała bardzo, ale to bardzo złe przeczucia. - Sprowadzę ją z powrotem – postanowiła i wybiegła z domu, mimo protestów ciotki.
            Ruszyła porsche z piskiem opon, kierując się najbliższe lotnisko. Nie miała pojęcia, dokąd wyjeżdża jej siostra i czy zdąży ją powstrzymać. Miała tylko jedną szansę. Jeśli teraz wyjedzie, już nigdy jej nie znajdzie. Była pewna, że nie jedzie sama. Musiałaby błyskawicznie zarezerwować bilet, akurat trafić na wolne miejsce i mieć gdzie się zatrzymać. Najwyraźniej ktoś załatwił to wszystko za nią. Tylko czemu...? Pełna jak najgorszych przeczuć, Marisol w końcu dotarła na lotnisko.
            Marcus wyjął bagaż Seleny i zatrzasnął bagażnik. Stała obok ze spuszczoną głową, ściskając w dłoniach niedużą torebkę. Bała się, właśnie miała porzucić całe dotychczasowe życie. Wiedziała, że nie ma wyboru, jeśli nie chce skrzywdzić swoich bliskich. Gdzieś w jej sercu tliła się nadzieja, że gdy nauczy się kontrolować swoje zdolności, będzie mogła wrócić. Najlepiej jak najszybciej. Będzie tęskniła za ciotką, za koleżankami. Tęskniła za Evanem. Zamrugała, żeby pozbyć się łez. Evana już nigdy nie zobaczy, nie ważne, czy Marcus jej pomoże. Bo była głupia i dała ponieść się chwili. Zabiła go.
            - Chodźmy, musimy się trochę pospieszyć.
            Potarła oczy i kiwnęła głową.
            - Nie powiedziałeś mi... dokąd właściwie lecimy?
            - Nie znasz tego miejsca – zbył ją, ale widząc jej uparte spojrzenie, westchnął głośno. - Chyba się nie boisz? Nie zabieram cię do jaskini potworów, Seleno. To normalny dom, w którym będziesz bezpieczna. Nikt cię nie skrzywdzi i ty także nie skrzywdzisz nikogo. Sądziłem, że mi ufasz.
            - Może nie zasługuję na bezpieczne miejsce... może powinnam pójść na policję – wypowiedziała głośno jedną ze swoich obaw.
            - Nie zrobiłaś tego specjalnie. Nie jesteś przestępczynią.
            Pociągnęła nosem. Nie? Przecież zabiła własnych rodziców! Zabiła brata, przyjaciół i mężczyznę, którego pokochała. Nie była przestępczynią? Była potworem! Odebrała życie najbliższym jej osobom, nie mogła uchronić ich przed samą sobą. Tylko Marisol była dość mądra, by ją zostawić. Teraz to Selena musiała wykazać się rozsądkiem i odejść, by uratować ciotkę. Dlaczego to tak bardzo bolało?
            Bo zasłużyłam, pomyślała. Jestem potworem i zasługuję na to, by cierpieć. Mocniej zacisnęła palce na torebce.
            - Boję się – wyjawiła cicho.
            Mężczyzna poklepał ją przyjaźnie po ramieniu.
            - Nie ma czego, zajmę się tobą, dziecko. A teraz chodźmy. Masz już tylko mnie.
            Nie mam nikogo...
            Usłyszała stukot szpilek, jeszcze zanim ktoś zawołał jej imię. Zatrzymała się i odruchowo odwróciła. Skądś znała ten głos, nie mogła tylko przypomnieć sobie skąd. Nie słyszała go od tak dawna.
            Dostrzegła wysoką blondynkę pędzącą w jej stronę na niebotycznie wysokich obcasach. Kobieta uniosła dłoń, na wypadek, gdyby Selena ją przeoczyła.
            - Seleno, poczekaj!
            Marisol. Jej siostra. Siostra, która porzuciła ją wiele lat temu, bo była potworem. Która znała jej sekret. Co ona tu robiła? Spotkały się przez przypadek?
            - Musimy iść, Seleno. - Marcus chwycił dziewczynę za ramię.
            - Ale to moja siostra – zaprotestowała cicho.
            Przez twarz mężczyzny przebiegł cień, który zaniepokoił Selenę. Szarpnęła się, chcąc poluzować uścisk. Przecież ma prawo zamienić słowo z siostrą. Przywitać się. Przyjrzeć. Nie widziała jej od tylu lat, że nie była nawet pewna, czy biegnąca w ich stronę kobieta to naprawdę Marisol. Tylko czuła, że to właśnie ona.
            - Jesteś dla niej zagrożeniem, zapomniałaś? - syknął jej do ucha. - Idziemy.
            Zagrożenie. To prawda, była nim, ale przecież nie zacznie nagle śpiewać. Już nigdy nie zaśpiewa. Nic się nie stanie, jeśli zamieni kilka słów z własną siostrą. Musi ją przeprosić. Za to, że pozbawiła ją rodziny, śpiewając tę przeklętą kołysankę.
            - Selena! - Blondynka dopadła do nich, dysząc ciężko. - Nie możesz lecieć, Seleno.
            - Sol – tylko tyle zdołała wykrztusić z siebie Selena. Patrzyła w piękne, szare oczy jej siostry i poczuła, jak do jej własnych napływają łzy.
            Udało się! Odnalazła Selenę. Marisol wpatrywała się w jej oczy, tak samo szare, jak jej własne i poczuła ogromną ulgę. Dopilnuje, by nigdy więcej nikogo nie skrzywdziła. Wyjaśni jej wszystko. Zawahała się, ale tylko na moment. Podeszła i objęła ją mocno.
            - Przepraszam, że cię zostawiłam, Seleno. Już nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję. Razem przez to przejdziemy. Tak mi przykro...
            - Sol... - Selena zerknęła na siostrę i pokręciła głową. - Cieszę się, że wróciłaś, ale... zrobiłam coś bardzo złego i muszę wyjechać – dokończyła cicho.
            - Nie musisz, Seleno. - Marisol wzięła jej dłonie w swoje, wpatrując się w siostrę. - Widziałam cię w telewizji. Wiem, co się stało. To nie była twoja wina. To ja powinnam cię strzec. Nigdy nie powinnam cię zostawiać.
            - Rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. Czemu odeszłaś. Rodzice, brat, ja już wszystko pamiętam... - Otarła dłonią mokre od łez policzki. - Dlatego muszę wyjechać. Marcus pomoże mi to kontrolować...
            - Kontrolować? - Marisol spojrzała podejrzliwie na mężczyznę w średnim wieku, który wyglądał na mocno zdenerwowanego. - Kim pan jest i czego pan chce od mojej siostry? - spytała ostro. Nie rozumiała, jak to możliwe, że Selena chce wyjechać z jakimś dużo starszym od siebie mężczyzną w nieznane. Który na dodatek zna prawdę o klątwie.
            - To mój przyjaciel, Marcus, pomoże mi – podjęła Selena, ale Marisol ponownie jej przerwała.
            - To miło, że chce pan pomóc mojej siostrze, ale poradzimy sobie same. Chodź, Seleno. Wszystko ci opowiem. Jest jeszcze wiele rzeczy, których powinnaś się dowiedzieć...
            - To nie jest dobry pomysł. - Marcus, ledwo powstrzymując złość, odwrócił się do Seleny. Ta kobieta, która okazała się być jej siostrą, właśnie psuła mu plany. Jego marzenia o władzy i majątku rozpadały się na drobne kawałeczki. Nie mógł na to pozwolić. Jeszcze nie wszystko stracone. Musiał tylko przekonać dziewczynę od kołysanki, że powinna pójść właśnie z nim. - Nie chcesz chyba skrzywdzić siostry...?
            Selena wyraźnie się zawahała. Marisol ścisnęła dłonie, powstrzymując ogarniającą ją złość. Jakim prawem ten facet chciał zabrać jej siostrę? Spojrzała na Selenę.
            - Jestem odporna na twój śpiew – wyjaśniła, chcąc rozwiać jej wątpliwości. - Zawsze byłam.
            - A jednak odeszłaś. - Spojrzała na nią ze smutkiem.
            Marisol westchnęła, spuszczając wzrok.
            - Przepraszam. Wiem, że to za mało, ale... byłam głupia i niedojrzała. Chciałam uciec od klątwy, mimo że dotyczyła także mnie. Po tym co się stało, chciałam być od tego jak najdalej.
            - Musisz mnie bardzo nienawidzić – powiedziała cicho Selena, odwracając wzrok. - Zabrałam ci bliskich... Lepiej będzie, jeśli odejdę i już nigdy...
            - Nie, to nie tak, Seleno! - Marisol podniosła głos, zwracając na siebie uwagę paru przechodzących osób. - To nie tak, że cię nienawidziłam – dodała już ciszej. - Ty nie miałaś pojęcia, co robisz. Moim zadaniem było cię strzec, a jednak zawiodłam. Ciebie i całą naszą rodzinę. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Chciałabym to naprawić. Proszę, siostro. Chodź ze mną. - Wyciągnęła dłoń. - Proszę cię. Już cię nie zawiodę, zaufaj mi.
            Selena przygryzła lekko wargę, spojrzała na przyjaciela, który chciał jej pomóc i ponownie na siostrę. Zjawiła się nagle, po latach nieodzywania się i poprosiła o zaufanie. Spojrzała w jej oczy i zrozumiała, że Marisol nie kłamie. Naprawdę żałuje tego, że odeszła i bardzo chce jej pomóc. W końcu była jej siostrą. Jej rodziną. Powoli wyciągnęła dłoń w jej stronę.
            - Świetnie, że udało wam się dogadać – przerwał im Marcus. Widząc, że przegrywa, postanowił zmienić taktykę. Siostry spojrzały na niego zdziwione. - Może udamy się w jakiś mniej zaludnione miejsce i porozmawiamy na spokojnie? Zastanowimy się, jak najlepiej pomóc Selenie? - zwrócił się tym razem do Marisol.
            Starsza z sióstr spojrzała na niego podejrzliwie. Nie ufała mu ani trochę i zdecydowanie nie wierzyła w jego bezinteresowną chęć pomocy.
            - Nie powinniśmy mieszać w to nikogo innego, Seleno – zwróciła się do siostry. Dziewczyna patrzyła na nią przez chwilę, po czym odwróciła się do Marcusa.
            - Dziękuję ci za pomoc i za wszystko, co chciałeś dla mnie zrobić. Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem. Ale... nie mogę ryzykować twojego życia. - Ścisnęła mocniej torebkę. - Jeszcze raz dziękuję, Marcusie. Do zobaczenia.
            Nie zdążyła się odwrócić, gdy chwycił ją za ramię. Spojrzała na niego zdziwiona. Nie wyglądał już na jej przyjaciela. Dziewczyna poczuła, jak ogarnia ją niepokój.
            - Nigdzie nie pójdziesz. - W dłoni Marcusa pojawiła się broń. Ukrył ją pod płaszczem, spod którego wystawała jedynie lufa. Celował w Selenę. Marisol prychnęła.
            - Zamierzasz nas zabić na środku lotniska?
            - Mam tłumik, a tu stale ktoś mdleje. Nikt nawet nie zwróci na mnie uwagi, gdy upadniecie, zapewniam cię, blondyneczko. - Skierował broń w jej stronę i zerknął na Selenę. - Skoro tak bardzo się za sobą stęskniłyście, obie pójdziecie ze mną. I nie próbuj żadnych sztuczek – zwrócił uwagę Selenie. - Inaczej twoja siostra zginie.
            Poprowadził je do auta; Selena wyglądała na bezradną i przerażoną, ale Sol była wściekła i zdecydowana. Nikt nie będzie groził jej siostrze. Ten drań nie miał pojęcia, kim była Selena. Albo doskonale o tym wiedział i zamierzał to wykorzystać.
            - Nie martw się, coś wymyślimy – szepnęła młodszej siostrze do ucha i ścisnęła lekko jej dłoń. Selena spojrzała na nią i nagle się uspokoiła. W jej oczach Marisol ujrzała coś niepokojącego, ale gdy wsiadały do ciemnej limuzyny, uznała, że musiało jej się przewidzieć. Jadąc z siostrą w nieznane, patrzyła przed siebie i myślała intensywnie.
            Wyciągnę nas stąd. To moja wina, że do tego doszło. Gdybym nie odeszła, nic by się nie stało. To wyłącznie przeze mnie, ja muszę to naprawić. Na początek nas stąd wydostanę. - Zacisnęła nieco mocniej palce na dłoni siostry. - I to szybko.
            Powoli sięgnęła drugą ręką do torebki i wymacała komórkę. Zanim jednak zdążyła wybrać numer, rozległ się dźwięk dzwonka. Marisol zaklęła cicho i szybko odebrała.
            - Sol, skarbie, gdzie ty jesteś? - rozległ się męski głos.
            - Michael, pomocy, jesteśmy... - urwała, gdy komórka została jej brutalnie wyrwana przez Marcusa, który roztrzaskał telefon na kawałki, po czym, grożąc im bronią, zabrał Marisol torebkę.
            - Nikt wam nie pomoże – warknął, celując to w Selenę, to w jej siostrę. - Jesteście zdane na moją łaskę, więc lepiej bądźcie grzeczne.
            - Wszystko będzie dobrze – obiecała cicho Marisol, ściskając lekko dłoń Seleny. - Wydostanę cię stąd.
            Selena nie odpowiedziała. Siedziała bez słowa, patrząc prosto przed siebie.
            Lufa pistoletu wbiła się w plecy Marisol. Dziewczyna zacisnęła usta, nie chcąc pokazać po sobie strachu. Musiała być silna, musiała zrobić to dla siostry. Widziała przerażenie w oczach Seleny, jednak dostrzegła w nich także coś mrocznego. Ta zmiana ją niepokoiła, Selena nigdy nie miała w sobie mroku, była dobrą, nieśmiałą dziewczyną. Sol bała się, że to jej wina. Że opuściła siostrę i kiedy ta zabiła muzyków, jej klątwa znów stała się silniejsza.
Mężczyzna pchnął ją do niewielkiego pomieszczenia. Zachwiała się, ale udało jej się utrzymać równowagę. Posłała Marcusowi wściekłe spojrzenie.
            - Nie ujdzie ci to na sucho. Jeśli spróbujesz skrzywdzić moją siostrę...
            - To nic nie będziesz mogła na to poradzić – przerwał jej chłodno. - Na twoim miejscu martwiłbym się sobą. Ona jest mi potrzebna, ty nie.
            - Obiecałeś, że nic jej nie zrobisz – zaprotestowała Selena.
            Marcus uśmiechnął się ponuro i przytaknął. Owszem, nic nie zrobi, jeśli tylko ona będzie posłuszna. Miała stać się jego bronią. Z kimś takim jak Selena świat padnie do jego stóp.
            - Do środka – warknął. - Zostaniecie tu, póki po was nie przyjdę.
            Spojrzał na Selenę, opuszczając nieco broń. Teraz, pomyślała Marisol i zerwała się na nogi. Rzuciła się na mężczyznę, próbując wyszarpnąć mu pistolet.
            - Seleno, uciekaj! - krzyknęła, siłując się z mężczyzną. Przypadkowy pocisk ledwie ominął jej stopę. Nagle poczuła uderzenie w głową i została brutalnie popchnięta na podłogę. Marcus dyszał ciężko, patrząc na nią gniewnie. Zacisnęła usta i dotknęła rozcięcia na głowie. Poczuła pod palcami krew.
            Najbardziej jednak bolało ją to, że Selena nawet nie próbowała uciekać. Patrzyła tylko na nią tym dziwnym wzrokiem, którego Marisol tak nie lubiła. Przerażał ją, uświadomiła sobie. Zawsze bała się tego spojrzenia, nawet gdy Selena była jeszcze mała. Zacisnęła dłonie; w powietrzu wciąż unosił się zapach deszczu. Nagle zrozumiała. Zawsze padało, nim melodia powróciła do jej siostry. Dlatego miała takie dziwne oczy. Znów to czuła, kołysanka wzywała ją wewnętrznie. Podchwyciła spojrzenie siostry. I uśmiechnęła się.
            - Złamałeś obietnicę – odezwała się Selena, jej głos przypominał szept, tchnienie wiatru. - Obiecałeś nie krzywdzić mojej siostry.
            - Zaraz ją zastrzelę, jeśli nie będziecie posłuszne!
            Dziewczyna zacisnęła pięści, w jej oczach znów zaszkliły się łzy.
            Jestem potworem, pomyślała. Zacisnęła dłonie mocniej, aż paznokcie boleśnie wbiły się w jej skórę. To wszystko moja wina.
            - Seleno.
            Uniosła załzawione oczy i spojrzała na siostrę. Jej głos brzmiał ciepło, a spojrzenie dodało dziewczynie odwagi. Nie dostrzegła w nich potępienia. Tylko akceptację. Sol wiedziała, co Selena właśnie czuje. Wiedziała, że do jej myśli wciąż powraca melodia. Akceptowała to. Uśmiechnęła się i skinęła głową.
            - Zrób to. Ja cię wysłucham – powiedziała spokojnie Sol, nagle odnajdując w głowie właściwe słowa. Ja cię wysłucham.
            I Selena zaczęła śpiewać. Jej głos rozniósł się wśród ścian pustej, ciasnej celi. Czysty, piękny śpiew wypełnił uszy Marisol, słuchała ze spokojem, z życzliwością i pewnego rodzaju zachwytem. Kołysanka rozbrzmiewała jeszcze, gdy Marcus osunął się na podłogę, a jego serce stanęło. Wiedziała, że siostra musi zaśpiewać do końca, by również poczuć się lepiej. Kiedy zapadła cisza, obie poczuły spokój.
            Sol podniosła się i ujęła dłoń siostry.
            - Chodź, Seleno, już dobrze.
            Dziewczyna skinęła głową.
            - To, co powiedziałaś... to mi pomogło, skąd...
            Marisol uśmiechnęła się ciepło.
            - Jestem twoją strażniczką, moją rolą jest cię wysłuchać. Przepraszam, że dopiero teraz.
            Dziewczyna pokręciła głową i potarła oczy, pozbywając się łez.
            - Ważne, że wróciłaś. Teraz będzie dobrze, prawda?
            - Oczywiście, Seleno. Wszystko będzie dobrze. Wracajmy do domu, po drodze opowiem ci o Kołysance.
            Wieki temu żyły dwie inne siostry. Jedna z nich była silna i odważna, druga – delikatna jak płatek róży. Los chciał, że ta młodsza, delikatniejsza, kochała muzykę do tego stopnia, iż słysząc za oknem śpiewającego słowika, ruszyła jego śladem. Nie zawróciła, kiedy z nieba lunął deszcz – nie dostrzegała w nim ostrzeżenia od życzliwych bogów. Nawet gdy zerwał się wiatr, gwałtownie poruszając leśnymi dzwonkami, uparcie śledziła słowika, zamiast lęku czując zachwyt nad tworzącą się melodią. Zgubiła się, jednak póki słyszała słowika, nic ją nie obchodziło. Starsza siostra, pełna złych przeczuć, wyruszyła na poszukiwanie, modląc się do bogów, by mieli w opiece młodszą dziewczynę. Rozpętała się burza. Słowik zamilkł, las przeszywała tylko ta dziwna, smutna melodia. Młodsza siostra, idąc jej tropem, trafiła na klify. Tam dostrzegła piękną młodą kobietę śpiewającą w takt magicznej muzyki. Zamilkła jednak, słysząc kroki nieproszonego gościa. Odwróciła się, spoglądając na dziewczynę niesamowitymi oczami, swym kolorem przypominającymi wzburzone morze.
            - Podobało ci się? - zapytała dźwięcznym, hipnotyzującym głosem.
            Dziewczyna skinęła głową, robiąc krok w jej stronę.
            - Bardzo. Nigdy nie słyszałam piękniejszej melodii. A twój głos...
            Kobieta zmarszczyła brwi, co ani trochę nie uszczknęło jej urody. Za jej plecami wzburzone fale uderzały o skały, w oddali majaczył statek.
            - Zazdrościsz mi mojego daru, dziewczyno?
            - Ja... nie... tak... chciałabym tak pięknie śpiewać.
            Kobieta zaśmiała się, a dziewczynie przyszło na myśl, że mogłaby słuchać tego śpiewu w nieskończoność. Patrzyła na nią, podziwiając niezwykłą urodę. Kobieta zdawała się pochodzić z innego świata. Była piękna, zbyt piękna, jej uroda aż sprawiała ból patrzącym na nią oczom.
            - Chciałabyś? - zapytała miękko, a dziewczyna skinęła głową. - A więc daję ci ją. Daję ci tę melodię, dziewczyno, od dziś nikt nie zaśpiewa jej równie pięknie, jak ty. Jednak każda magia ma swoją cenę. Jesteś gotowa ją zapłacić?
            Uradowana dziewczyna kiwnęła głową, zbyt szczęśliwa, zbyt urzeczona piękną nieznajomą, by choćby zastanowić się nad swoją decyzją. Kobieta roześmiała się cicho i klasnęła w dłonie. Niebo rozjaśnił błysk przedzierający się przez burzowe chmury. Wtedy jej spojrzenie przeniosło się między drzewa, a uśmiech stał się szerszy.
            - A oto nadchodzi twoja strażniczka. Ona będzie słuchać twojego śpiewu. - To powiedziawszy, odwróciła się w stronę fal i rozłożyła szeroko ramiona, jakby chciała powitać przypływ. Chwilę potem rzuciła się w spienione wody.
            Dziewczyna krzyknęła i pobiegła za nią, a gdy wyjrzała za klify, dostrzegła postać bogini łączącej się z wodą. Zdumiona nie usłyszała, kiedy nadbiegła jej siostra. Dostrzegła ją dopiero, gdy ta chwyciła jej ramię i przytuliła ją do siebie.
            - Czyż ty oszalała? Nie wolno przychodzić na klify w czasie sztormu! Czyżbyś zapomniała, przed czym ludzie przestrzegają się przez pokolenia? To skała okrutnej boginki! - Mocniej przytuliła siostrę. - To była Lorelei, siostro.
            Obie spojrzały w fale, lękając się tego, co przyniesie im spotkanie z okrytą złą sławą boginką.
            Przez wieki klątwa Lorelei dotykała kolejne pokolenia. Za każdym razem, gdy w tej rodzinie przyszły na świat dwie dziewczynki, urodzone w odstępie siedmiu lat, spadał na nie okrutny dar wodnej boginki. Za każdym razem, gdy strażniczka się buntowała, dochodziło do tragedii. Im częściej młodsza śpiewała, tym większą potrzebę czuła, by uczynić to znowu. Gdy wpadała w trans, istniała tylko jedna osoba, która mogła jej pomóc.
            Selena i Marisol wracały do domu, przekonane, że tym razem historia zakończy się inaczej. Pozostaną razem na zawsze i poradzą sobie z klątwą Seleny, która od dziś będzie śpiewać tylko dla siostry. Nikt więcej nie pozna ich sekretu. Po raz pierwszy towarzyszący im deszcz nie wzbudził w kobietach niepokoju. Uśmiechnęły się do siebie i skręciły w stronę małych domków hotelowych.

Iara Majere & Natalia Iubaris

13 komentarzy:

  1. Spokojny koniec z nutą okrucieństwa... Ciekawie mieszacie miłość i łagodność z okrutnością i śmiercią... Ale bardzo dobrze wam to wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, staramy się;) Przez nutę okrucieństwa masz na myśli zabicie Marcusa?:)

      Usuń
    2. Tak. Muzyków zabiła przypadkowo. A tutaj, no cóż, z premedytacją :)

      Usuń
    3. Ratując życie swoje i siostry;p

      Usuń
    4. Tak :) Ale nie nazwę tego tragedią, to jednak było okrucieństwo dla mnie. Jakby nie patrzeć, spokój uzyskały krwawą drogą :)

      Usuń
    5. Nie takie okrucieństwo, umarł zasłuchany w piękną, niezwykłą piosenkę^^

      Usuń
    6. I mówisz, że to złagodziło okrutność morderstwa? ;) Coś w stylu jak już ma mnie potrącić samochód to najlepiej Ferrari a nie stary Fiat? :D

      Usuń
  2. Jaka fajna nutka optymizmu na koniec, niestety zapewne przedwczesna ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że Selena nadal będzie publicznie śpiewać?:p

      Usuń
    2. Tak przypuszczam ;)

      Usuń
    3. Zostanie terrorystką? "Spełnijcie moje żądania, albo zacznę śpiewać"?:D

      Usuń
  3. Dobrze Wam wyszło to opowiadanie :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń