Pierwsze, co czuję, to zapach powietrza.
Czy powietrze może pachnieć? Tak. Może. Powietrze pachniało krwią.
Krew...
Z
trudem unoszę powieki. Zapach sprawia, że pokonuję ból. Nic nie widzę. Nadal
jest ciemność. Powoli jednak coś wyłania się z mroku. To zarysy otwartej
trumny.
Otwartej?
Przecież to niemożliwe.
Słyszę
głosy, dochodzące z oddali. Nie potrafię ich rozróżnić. Zapach pomaga mi wstać,
a z ust wydobywa się szept:
-
Krew...
Rzucam
się do przodu, na zapach. Coś mnie zatrzymuje, słyszę przerażone głosy. Tym
razem je rozróżniam.
-
Trzymajcie go mocno, do licha! O mało mnie nie rozszarpał!
-
Mówiłem, że rzuci się na nas!
Odwracam
się w stronę tego, który mnie trzyma. Krew... on też ma krew.
-
Aleksandrze, nie!
Kobiecy
głos. Kobieta... piękna... Tak, ona musi być piękna. Ma taki piękny głos...
Przeszywający mnie ból przypomina mi o krwi.
-
Do cholery, dajcie tu w końcu tego człowieka!
Na
sekundę odwracam się w stronę głosu. Widzę jej niewyraźną postać. Jakieś
imię... Myśli bolą. Przeraźliwie.
-
Masz, pij! - mówi jakiś mężczyzna, pchając w moją stronę krew. Tak, to była
krew. I w końcu pozwalają mi ją wypić...
Wbijam
zęby w czyjąś szyję i czuję, jak powraca do mnie życie. Szarpię skórę, chcąc
jak najprędzej wypić kojącą ciecz.
Ból
niknie. Nie całkiem, ale się zmniejsza. Pod koniec odrzucam człowieka i patrzę
na otaczające mnie wampiry.
-
Dajcie tu jeszcze jednego. - Wampirzyca podchodzi do mnie. Znam ją, ale nie
potrafię sobie przypomnieć, kim ona jest. Dopiero kiedy patrzy mi w oczy,
pojmuję.
-
Anita?
-
Och, Aleksandrze. Tak się bałam, że straciłeś zmysły! - Jej błękitne oczy
patrzą na mnie z miłością. Jasne loki są ubrudzone krwią.
Krwią?
-
Odsuń się, Anito – mówi jeden z otaczających mnie wampirów. - Najpierw trzeba
go nakarmić.
Zabijam
jeszcze troje ludzi. Potem patrzę na Anitę. Moją żonę. Wampirzycę.
-
Kto ci to zrobił? - pytam cicho.
-
Ja sama chciałam. Żeby cię ratować. Gdybym zdecydowała się wcześniej, nie
zamknęliby cię w trumnie śmierci.
Trumna
śmierci... Czuję, jak wszystko wokół znika. Zostaje lęk. I gniew. Znowu chcą
mnie zamknąć w trumnie. Nie pozwolę na to. Prędzej umrę.
Rzucam
się na pierwszego wampira. Słyszę trzask łamanej ręki i kobiecy krzyk. Dopada
mnie kilku innych, trzymają mocno. Powoli odzyskuję świadomość.
Przede
mną leży Anita, moja żona. Trzyma się za rękę.
-
Anito, co ci się stało? - pytam jej z przerażeniem. - Kto cię skrzywdził?
-
Ty, idioto. Złamałeś jej rękę. - Jeden z wampirów podchodzi i nastawia jej
złamaną kończynę. Stoję w bezruchu, nagle wszystko rozumiejąc.
Oszalałem.
Już za późno na ratunek.
-
Zabijcie mnie.
Anita
nie pozwala mnie zabić. Wyprowadzają mnie z krypty i przewożą w bezpieczne
miejsce. Wyjeżdżamy z kraju. Błagam moją żonę, by się do mnie nie zbliżała.
Pilnuję, byśmy nie zostawali sami. Boję się, że znowu mógłbym zrobić jej
krzywdę.
-
Jak to możliwe, że mnie uwolniliście? - pytam dwa dni później, leżąc
bezpiecznie w naszym nowym domu. - I kto cię zmienił w wampirzycę?
-
To jest Marek. - Wskazuje na swojego towarzysza. - Poznałam go zaraz po waszym
uwięzieniu. Poprosiłam go o to. Nie mogłam ci pomóc, pozostając człowiekiem.
-
Ile czasu minęło? - pytam.
-
Prawie trzy miesiące.
Trzy
miesiące w trumnie śmierci, myślę. To tylko trzy miesiące?
-
Tyle zajęło mi znalezienie gorącokrwistego wampira, który zgodziłby się ciebie
uwolnić. Znalazłam. Musiałam w zamian pomóc mu dokonać rebelii w swoim kraju.
Udało nam się. Wynegocjował od tego drania, który teraz tutaj rządzi, że
przyjedzie i cię uwolni. O mało go nie zabiłeś, kiedy wyskoczyłeś z trumny, ale
teraz jest już dobrze, prawda?
Milczę,
próbując sobie wszystko poukładać. Patrzę na opiekuna mojej żony, który bacznie
mnie obserwuje. W końcu kręcę głową.
-
Stałaś się wampirem, walczyłaś w rewolucji i ryzykowałaś zamknięcie w trumnie
śmierci tylko po to, by mnie uwolnić?!
-
Dla mnie to wystarczający powód. - Uśmiecha się. Wyciągam rękę i dotykam jej
policzka. Jest chłodny, lecz delikatny. Zdaję sobie sprawę, że niemal
zapomniałem, jakie to uczucie. Dotykać jej skóry.
-
Kocham cię, Anito. Ale boję się, że cię skrzywdzę.
-
Zaryzykuję. - Pochyla się w moją stronę i łączy usta z moimi.
Szczęśliwe
zakończenie? Chciałbym. Ale to nie jest koniec.
Mieszkamy
w domu z Markiem i jego kochanką. Często tracę świadomość. Anita wtedy zwykle
wychodzi. Boję się próbować czegoś więcej niż pocałunki. Boję się, że mogę
stracić świadomość, a ona tego nie zauważy. I wtedy ją skrzywdzę.
Można
powiedzieć, że przez jakieś dwa tygodnie wracaliśmy do normalności. Wiem, że
nigdy nie będzie tak jak przedtem. Nie dlatego, że Anita jest wampirzycą; to
akurat był plus. Gdyby pozostała człowiekiem, zabiłbym ją z pewnością. Nie
potrafię się powstrzymać przy ludziach; pragnienie krwi powoduje utratę
świadomości. Organizm zapamiętał głodówkę i chyba postanowił, że będzie gromadził
zapasy, bo piję bardzo dużo krwi.
Czy
nigdy nie będę mógł żyć normalnie? Tak jak przedtem? To pytania, które zadaję
sobie co jakiś czas. Mijają dni, tygodnie, a ja wciąż tracę czasami świadomość.
Widzę wtedy osoby, które nienawidzę i mam ochotę je rozszarpać. Tylko że tak
naprawdę, to jedynie moja chora wyobraźnia...
Budzę
się w trumnie. Dotykam wieka i oddycham z ulgą. Pod palcami czuję miękkie
poduszki.
Anita
zadbała o to, bym zaraz po wybudzeniu z letargu nie wpadał w panikę. Kazała
obić wieko trumny od wewnątrz miękkim materiałem. Budząc się, sięgam ręką i już
wiem, że koszmar minął. To tylko zwykła trumna.
Początkowo
boję się tam wejść, ale powraca ten komfort, jaki czuje każdy wampir, gdy
układa się na dzienny spoczynek. Jednak pewien lęk pozostaje.
Wszyscy
wyszli. Wiem, że niedługo świt, więc powinni za chwilę wrócić. Ale Marek i jego
kochanka nie wrócą dziś na noc. Coraz częściej zostają poza domem.
Wstaję
i podchodzę do okna. Widzę las. Spokojnie tutaj. Uśmiecham się, ale nagle czuję
zimny dreszcz. Odwracam się i widzę ją. Elizabeth. Zdrajczynię, której
zaufaliśmy. Uśmiecha się ironicznie, robiąc krok w moją stronę.
Obnażam
kły i warczę. Wampirzyca cofa się. W jej zielonych oczach widzę strach.
Błyskawicznie wyciągam kołek, trzymany pod łóżkiem, o którym nie wie nawet
Anita. Jego obecność mnie uspokaja. A teraz w końcu się przyda.
-
Elizabeth – syczę przez zęby. Skaczę w stronę zdrajczyni i wbijam kołek w jej
pierś. Potem patrzę, jak jej błękitne oczy rozszerzają się z przerażenia...
Błękitne?
Elizabeth ma przecież zielone oczy...
Nagle
brakuje mi tchu. Wampiry nie muszą oddychać, ale ja nie mogę w tym momencie
złapać powietrza. Moje serce oplatają silne macki, ściskając je aż do bólu.
Anita.
Łapię
ją, nim upada na podłogę. Trzymam moją żonę, Anitę, z kołkiem wbitym w pierś.
Wbitym przeze mnie.
-
Nie... Anito, powiedz, że to tylko zły sen... koszmar... To nie jest prawdziwe,
prawda? Nie... nie zabiłem cię, to niemożliwe! - Rzucam się na kolana,
trzymając Anitę w ramionach. Patrzy na mnie słabym wzrokiem i lekko się
uśmiecha.
-
Może tam... po śmierci... będzie lepiej? Tam też będziemy razem, Aleksandrze.
Po wieczność...
-
Anito, ja nie chciałem... Widziałem kogoś innego... Zabiłem cię! - Rozpacz
ogarnia mnie bez reszty. - Nie powinnaś mnie była ratować, albo też zabić od
razu!
Wyciąga
rękę i dotyka mojego policzka.
-
Wierzę, że jeszcze się spotkamy. Może to, co złe, zostanie nam wybaczone...
Może jednak nie jesteśmy potępieni...
-
Kocham cię – szepczę, a z oczy spływają mi krwawe łzy. Płaczę. - Przepraszam...
-
Ja też cię kocham. - Jej oczy błyszczą ostatnim blaskiem, a ciało rozpada się w
proch.
Siedzę
w bezruchu. W głowie słyszę jedną tylko myśl. Zabiłem ją. Zabiłem kobietę,
którą kochałem. Po co mam dalej żyć? Żyłem tylko dla niej.
Nagła
decyzja pobudza mnie do działania. Zbieram proch i wychodzę na zewnątrz. Klękam
zrezygnowany, wysypuję proch przed siebie i czekam.
W
końcu wschodzi słońce. Powstrzymuję się przed instynktowną chęcią ucieczki.
Zamykam oczy i czuję na sobie pierwsze promienie. Jakby skóra zapaliła mi się
żywym ogniem. Ból otacza mnie ze wszystkich stron. Czuję ogień. Płonę.
Każda
cząsteczka mojego ciała się pali, cierpienie jest ogromne. Ale nie wydaję nawet
jednego jęku. Ból po tym, co zrobiłem, jest o wiele gorszy niż cierpienie
spowodowane słońcem. Dopiero gdy wżera mi się w umysł, usta otwierają mi się w
niemym krzyku.
Ale
jest już za późno. Za późno na wszystko. Czuję, że pochłania mnie ogień z
palących promieni słońca. A potem jest już tylko ciemność. I pustka.
-
Pewnie was zastanawia, jak to możliwe, że spaliłem się na popiół, a mimo to
snuję tę opowieść? Chciałbym wam powiedzieć, ale nie mogę. Kiedyś sami się
przekonacie. - Uśmiecham się i dotykam miękkich jak jedwab, jasnych loków mojej
żony...
Natalia Iubaris
Heh, czyli zakończenie mimo wszystko było szczęśliwe.;)
OdpowiedzUsuńJeśli wolisz nieszczęśliwe, wystarczy usunąć ostatni akapit^^
UsuńPamiętam to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, było na drugim blogu;)
Usuń