Od autorek

Od autorek
Zapraszamy na "Bliźniaczki", postapokaliptyczne opowiadanie o zombie.
Jeśli chcecie dostawać powiadomienia o kolejnych opowieściach, dajcie znać w
komentarzu. Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie:)

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Trumna śmierci. Część 2

https://cdn2.iconfinder.com/data/icons/4-music-icons/128/2.png









            Pierwsze, co czuję, to zapach powietrza. Czy powietrze może pachnieć? Tak. Może. Powietrze pachniało krwią.
            Krew...
            Z trudem unoszę powieki. Zapach sprawia, że pokonuję ból. Nic nie widzę. Nadal jest ciemność. Powoli jednak coś wyłania się z mroku. To zarysy otwartej trumny.
            Otwartej? Przecież to niemożliwe.
            Słyszę głosy, dochodzące z oddali. Nie potrafię ich rozróżnić. Zapach pomaga mi wstać, a z ust wydobywa się szept:
            - Krew...
            Rzucam się do przodu, na zapach. Coś mnie zatrzymuje, słyszę przerażone głosy. Tym razem je rozróżniam.
            - Trzymajcie go mocno, do licha! O mało mnie nie rozszarpał!
            - Mówiłem, że rzuci się na nas!
            Odwracam się w stronę tego, który mnie trzyma. Krew... on też ma krew.
            - Aleksandrze, nie!
            Kobiecy głos. Kobieta... piękna... Tak, ona musi być piękna. Ma taki piękny głos... Przeszywający mnie ból przypomina mi o krwi.
            - Do cholery, dajcie tu w końcu tego człowieka!
            Na sekundę odwracam się w stronę głosu. Widzę jej niewyraźną postać. Jakieś imię... Myśli bolą. Przeraźliwie.
            - Masz, pij! - mówi jakiś mężczyzna, pchając w moją stronę krew. Tak, to była krew. I w końcu pozwalają mi ją wypić...
            Wbijam zęby w czyjąś szyję i czuję, jak powraca do mnie życie. Szarpię skórę, chcąc jak najprędzej wypić kojącą ciecz.
            Ból niknie. Nie całkiem, ale się zmniejsza. Pod koniec odrzucam człowieka i patrzę na otaczające mnie wampiry.
            - Dajcie tu jeszcze jednego. - Wampirzyca podchodzi do mnie. Znam ją, ale nie potrafię sobie przypomnieć, kim ona jest. Dopiero kiedy patrzy mi w oczy, pojmuję.
            - Anita?
            - Och, Aleksandrze. Tak się bałam, że straciłeś zmysły! - Jej błękitne oczy patrzą na mnie z miłością. Jasne loki są ubrudzone krwią.
            Krwią?
            - Odsuń się, Anito – mówi jeden z otaczających mnie wampirów. - Najpierw trzeba go nakarmić.
            Zabijam jeszcze troje ludzi. Potem patrzę na Anitę. Moją żonę. Wampirzycę.
            - Kto ci to zrobił? - pytam cicho.
            - Ja sama chciałam. Żeby cię ratować. Gdybym zdecydowała się wcześniej, nie zamknęliby cię w trumnie śmierci.
            Trumna śmierci... Czuję, jak wszystko wokół znika. Zostaje lęk. I gniew. Znowu chcą mnie zamknąć w trumnie. Nie pozwolę na to. Prędzej umrę.
            Rzucam się na pierwszego wampira. Słyszę trzask łamanej ręki i kobiecy krzyk. Dopada mnie kilku innych, trzymają mocno. Powoli odzyskuję świadomość.
            Przede mną leży Anita, moja żona. Trzyma się za rękę.
            - Anito, co ci się stało? - pytam jej z przerażeniem. - Kto cię skrzywdził?
            - Ty, idioto. Złamałeś jej rękę. - Jeden z wampirów podchodzi i nastawia jej złamaną kończynę. Stoję w bezruchu, nagle wszystko rozumiejąc.
            Oszalałem. Już za późno na ratunek.
            - Zabijcie mnie.

            Anita nie pozwala mnie zabić. Wyprowadzają mnie z krypty i przewożą w bezpieczne miejsce. Wyjeżdżamy z kraju. Błagam moją żonę, by się do mnie nie zbliżała. Pilnuję, byśmy nie zostawali sami. Boję się, że znowu mógłbym zrobić jej krzywdę.
            - Jak to możliwe, że mnie uwolniliście? - pytam dwa dni później, leżąc bezpiecznie w naszym nowym domu. - I kto cię zmienił w wampirzycę?
            - To jest Marek. - Wskazuje na swojego towarzysza. - Poznałam go zaraz po waszym uwięzieniu. Poprosiłam go o to. Nie mogłam ci pomóc, pozostając człowiekiem.
            - Ile czasu minęło? - pytam.
            - Prawie trzy miesiące.
            Trzy miesiące w trumnie śmierci, myślę. To tylko trzy miesiące?
            - Tyle zajęło mi znalezienie gorącokrwistego wampira, który zgodziłby się ciebie uwolnić. Znalazłam. Musiałam w zamian pomóc mu dokonać rebelii w swoim kraju. Udało nam się. Wynegocjował od tego drania, który teraz tutaj rządzi, że przyjedzie i cię uwolni. O mało go nie zabiłeś, kiedy wyskoczyłeś z trumny, ale teraz jest już dobrze, prawda?
            Milczę, próbując sobie wszystko poukładać. Patrzę na opiekuna mojej żony, który bacznie mnie obserwuje. W końcu kręcę głową.
            - Stałaś się wampirem, walczyłaś w rewolucji i ryzykowałaś zamknięcie w trumnie śmierci tylko po to, by mnie uwolnić?!
            - Dla mnie to wystarczający powód. - Uśmiecha się. Wyciągam rękę i dotykam jej policzka. Jest chłodny, lecz delikatny. Zdaję sobie sprawę, że niemal zapomniałem, jakie to uczucie. Dotykać jej skóry.
            - Kocham cię, Anito. Ale boję się, że cię skrzywdzę.
            - Zaryzykuję. - Pochyla się w moją stronę i łączy usta z moimi.

            Szczęśliwe zakończenie? Chciałbym. Ale to nie jest koniec.
            Mieszkamy w domu z Markiem i jego kochanką. Często tracę świadomość. Anita wtedy zwykle wychodzi. Boję się próbować czegoś więcej niż pocałunki. Boję się, że mogę stracić świadomość, a ona tego nie zauważy. I wtedy ją skrzywdzę.
            Można powiedzieć, że przez jakieś dwa tygodnie wracaliśmy do normalności. Wiem, że nigdy nie będzie tak jak przedtem. Nie dlatego, że Anita jest wampirzycą; to akurat był plus. Gdyby pozostała człowiekiem, zabiłbym ją z pewnością. Nie potrafię się powstrzymać przy ludziach; pragnienie krwi powoduje utratę świadomości. Organizm zapamiętał głodówkę i chyba postanowił, że będzie gromadził zapasy, bo piję bardzo dużo krwi.
            Czy nigdy nie będę mógł żyć normalnie? Tak jak przedtem? To pytania, które zadaję sobie co jakiś czas. Mijają dni, tygodnie, a ja wciąż tracę czasami świadomość. Widzę wtedy osoby, które nienawidzę i mam ochotę je rozszarpać. Tylko że tak naprawdę, to jedynie moja chora wyobraźnia...

            Budzę się w trumnie. Dotykam wieka i oddycham z ulgą. Pod palcami czuję miękkie poduszki.
            Anita zadbała o to, bym zaraz po wybudzeniu z letargu nie wpadał w panikę. Kazała obić wieko trumny od wewnątrz miękkim materiałem. Budząc się, sięgam ręką i już wiem, że koszmar minął. To tylko zwykła trumna.
            Początkowo boję się tam wejść, ale powraca ten komfort, jaki czuje każdy wampir, gdy układa się na dzienny spoczynek. Jednak pewien lęk pozostaje.

            Wszyscy wyszli. Wiem, że niedługo świt, więc powinni za chwilę wrócić. Ale Marek i jego kochanka nie wrócą dziś na noc. Coraz częściej zostają poza domem.
            Wstaję i podchodzę do okna. Widzę las. Spokojnie tutaj. Uśmiecham się, ale nagle czuję zimny dreszcz. Odwracam się i widzę ją. Elizabeth. Zdrajczynię, której zaufaliśmy. Uśmiecha się ironicznie, robiąc krok w moją stronę.
            Obnażam kły i warczę. Wampirzyca cofa się. W jej zielonych oczach widzę strach. Błyskawicznie wyciągam kołek, trzymany pod łóżkiem, o którym nie wie nawet Anita. Jego obecność mnie uspokaja. A teraz w końcu się przyda.
            - Elizabeth – syczę przez zęby. Skaczę w stronę zdrajczyni i wbijam kołek w jej pierś. Potem patrzę, jak jej błękitne oczy rozszerzają się z przerażenia...
            Błękitne? Elizabeth ma przecież zielone oczy...
            Nagle brakuje mi tchu. Wampiry nie muszą oddychać, ale ja nie mogę w tym momencie złapać powietrza. Moje serce oplatają silne macki, ściskając je aż do bólu.
            Anita.
            Łapię ją, nim upada na podłogę. Trzymam moją żonę, Anitę, z kołkiem wbitym w pierś. Wbitym przeze mnie.
            - Nie... Anito, powiedz, że to tylko zły sen... koszmar... To nie jest prawdziwe, prawda? Nie... nie zabiłem cię, to niemożliwe! - Rzucam się na kolana, trzymając Anitę w ramionach. Patrzy na mnie słabym wzrokiem i lekko się uśmiecha.
            - Może tam... po śmierci... będzie lepiej? Tam też będziemy razem, Aleksandrze. Po wieczność...
            - Anito, ja nie chciałem... Widziałem kogoś innego... Zabiłem cię! - Rozpacz ogarnia mnie bez reszty. - Nie powinnaś mnie była ratować, albo też zabić od razu!
            Wyciąga rękę i dotyka mojego policzka.
            - Wierzę, że jeszcze się spotkamy. Może to, co złe, zostanie nam wybaczone... Może jednak nie jesteśmy potępieni...
            - Kocham cię – szepczę, a z oczy spływają mi krwawe łzy. Płaczę. - Przepraszam...
            - Ja też cię kocham. - Jej oczy błyszczą ostatnim blaskiem, a ciało rozpada się w proch.
            Siedzę w bezruchu. W głowie słyszę jedną tylko myśl. Zabiłem ją. Zabiłem kobietę, którą kochałem. Po co mam dalej żyć? Żyłem tylko dla niej.
            Nagła decyzja pobudza mnie do działania. Zbieram proch i wychodzę na zewnątrz. Klękam zrezygnowany, wysypuję proch przed siebie i czekam.
            W końcu wschodzi słońce. Powstrzymuję się przed instynktowną chęcią ucieczki. Zamykam oczy i czuję na sobie pierwsze promienie. Jakby skóra zapaliła mi się żywym ogniem. Ból otacza mnie ze wszystkich stron. Czuję ogień. Płonę.
            Każda cząsteczka mojego ciała się pali, cierpienie jest ogromne. Ale nie wydaję nawet jednego jęku. Ból po tym, co zrobiłem, jest o wiele gorszy niż cierpienie spowodowane słońcem. Dopiero gdy wżera mi się w umysł, usta otwierają mi się w niemym krzyku.
            Ale jest już za późno. Za późno na wszystko. Czuję, że pochłania mnie ogień z palących promieni słońca. A potem jest już tylko ciemność. I pustka.

            - Pewnie was zastanawia, jak to możliwe, że spaliłem się na popiół, a mimo to snuję tę opowieść? Chciałbym wam powiedzieć, ale nie mogę. Kiedyś sami się przekonacie. - Uśmiecham się i dotykam miękkich jak jedwab, jasnych loków mojej żony...
Natalia Iubaris

4 komentarze:

  1. Heh, czyli zakończenie mimo wszystko było szczęśliwe.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wolisz nieszczęśliwe, wystarczy usunąć ostatni akapit^^

      Usuń
  2. Pamiętam to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń