Część 2
Alan przyjrzał się upiornej twarzy, zaciskając pięści. Naprawdę miał nadzieję, że uda im się przemknąć wśród tłumu i pozostaną niezauważeni. Sądził, że wokół trwa takie zamieszanie, że nikt nie zwróci uwagi na jedną parę. Jednak ktoś zwrócił. Sam diabeł. Mężczyzna zerknął na stojącą u jego boku młodą kobietę. Trzęsła się, a w jej oczach widział strach i łzy.
Potępieni
krążyli wokół nich niczym sępy wietrzące ofiarę. Nie wątpił, że gdyby Belzebub
postanowił rozerwać go na kawałki, mieliby dziś ucztę. Wcale nie musiałby być
martwy. Obserwował ich, szukając słabego punktu. Miejsca, w którym mógłby się
przedrzeć, chwycić Aurelie i uciec. Nie było możliwości, by spróbował zrobić to
bez niej. To dla niej zszedł do Piekła, dla niej porzucił wszystko, decydując
się na ten krok, który mógł ściągnąć na niego zgubę. Mimo to był gotów na
wszystko, byle tylko ją odzyskać. Piękną, radosną, dobrą Aurelie, która stała
się dla niego ucieleśnieniem anioła. Nie wątpił, że gdyby nie ten incydent
sprzed roku, kiedy popełniła największy błąd swojego życia, kiedyś mogłaby stać
się właśnie aniołem.
Pamiętał
chwilę, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Mokre rude włosy przylegały do jej
twarzy, po policzkach nadal ciekły łzy. Jej dłonie unosiły się na wodzie
zabarwionej kolorem jej krwi. Szramy na nadgarstkach. Pamiętał krzyki jej
przyjaciółki, gdy pospiesznie wyciągał ją z wanny i tamował krew. Jego wargi
dotykające jej ust, kiedy dzielił się z nią oddechem, dłonie między piersiami,
kiedy próbował pobudzić do życia jej serce. Ktoś za nim płakał, a on z całych
sił starał się wyrwać ją śmierci. Gdy wreszcie otworzyła oczy, te piękne
zielone oczy, owinął ją kocem i zaniósł do karetki, która czekała przed
budynkiem. Zauważył wtedy, że miała na karku małe znamię, które przypominało
skrzydła. Pragnął jej już od tamtej chwili.
Nie
podda się, tego był pewien. Choćby miał puścić Piekło z dymem, co zważywszy na
panujący tam klimat, wcale nie było takie trudne. Uważnie obserwował otaczający
go tłum, dostrzegł tylko kilka nieruchomych postaci. Wśród nich znalazł się
czerwonooki diabeł uśmiechający się drwiąco. Azazel wyczuł dobrą zabawę i
czekał na ciąg dalszy.
-
Nie próbuję, już to zrobiłem. - Uniósł dumnie głowę. Nie będzie bał się tego
przerośniętego gada, nie pozwoli, by jego górująca sylwetka wpłynęła na to, co
Alan zamierzał zrobić.
Ktoś
w tłumie zachichotał. Belzebub miał jednak inne zdanie o wojowniczej postawie
młodzieńca. Jego twarz wykrzywiła się z gniewu, przypominając kamiennego
gargulca. Ta uwaga również nie była tym, co Alan powinien mówić na głos.
-
Zobaczymy czy będziesz taki odważny, gdy obedrę cię ze skóry i posypię rany
solą...
Alan
zacisnął zęby i cofnął się o krok, widząc nacierającą na niego masę. Zatrzymał
się w porę, nim wpadł w tłum wijących się szaleńczo potępionych. Musiał coś
wymyślić i to szybko. Słyszał szloch Aurelie i agresywne pokrzykiwania zebranych
gości. Potrzebował broni. Już, teraz!
Rozglądał
się, szukając czegokolwiek, co pomogłoby mu się bronić. Dlaczego nikt nie był
przebrany za szermierza? Zamiast tego dostrzegł klauna w zaawansowanym stanie
rozkładu. Skrzywił się na ten widok i szukał dalej. Nikt nie miał broni.
Cholera.
-
Strach cię obleciał, chłopczyku? Za późno, przyszedłeś tu z własnej woli i już
nigdy nie wyjdziesz.
Ktoś
za plecami Alana zawył dziko. Młodzieniec odwrócił się gwałtownie, spoglądając
w wilcze oczy. Chwycił czyjąś kościstą dłoń i pociągnął, odrywając ją od ciała
i stanął twarzą w twarz z diabłem.
-
Tym chcesz ze mną walczyć?
-
Mam zamiar sprawdzić, którędy wyjdzie, gdy wepchnę ci to do gardła – odparł
mężczyzna, pochylając się lekko. Był gotów, cokolwiek się stanie, był gotów.
-
Zabawny chłopak. Lubię go! - zawołał męski głos. Belzebub i Alan spojrzeli w
jego kierunku jednocześnie.
Azazel
odepchnął jakiegoś krępego osobnika, którego głowa potoczyła się po podłodze,
po czym podszedł do swego druha, po drodze kłaniając się roztrzęsionej młodej
damie. Uśmiechnął się przy tym tak diabolicznie, że dziewczyna zaczęła łkać.
-
Czego chcesz, Azazelu? - zapytał niechętnie gospodarz.
Czerwonooki
wzruszył ramionami, wkładając ręce do kieszeni spodni.
-
Chcę się bawić, Bubuś. Taka noc zdarza się tylko raz w roku. Połamiesz
chłopaka, wtrącisz do jednego z piekielnych kręgów i co? Spójrz na niego,
młody, pełen pasji, odważny – zerknął na Alana – nieustraszony. I głupi –
dodał, kiedy wyrwana ręka zaczęła się poruszać, próbując powrócić do
właściciela. - Dajmy mu szansę, Bub.
Belzebub
uniósł brwi, spoglądając na towarzysza w zdumieniu, jakby nie do końca
zrozumiał jego wypowiedź.
-
Mam dać mu szansę, by mnie okradł?
Azazel
zachichotał, po czym wyciągnął rękę w stronę rudowłosej damy, która podeszła i
podała mu swoją dłoń, nie mogąc oprzeć się mocy jego hipnotyzującego
spojrzenia. Diabeł obrócił dziewczynę, prezentując ją widowni. Jej suknia
zafalowała, włosy rozsypały się na ramiona, kiedy czerwonooki wyjął z nich
szpilkę.
-
Daj mu szansę zdobyć dziewczynę. Niech wykona zadanie. Jeśli mu się uda, oto
nagroda. – Znów zmusił Aurelie do wykonania piruetu. - Jeśli nie, będzie ci
służył.
Na
sali rozległy się wesołe pokrzykiwania pełne aprobaty dla czerwonookiego
diabła. Azazel uśmiechnął się z wyższością.
-
Zadanie powiadasz... - Belzebub sprawiał wrażenie skłonnego zgodzić się na
propozycję znajomego diabła. Mogłoby to zapewnić niezapomnianą rozrywkę, a
przecież chciał, by jego bale pozostały w pamięci wszystkich. Chciał, by o nim
mówiono. Uśmiechnął się. - Niech będzie. Zgadzasz się, chłopcze? Wykonasz
zadanie, które dla ciebie wymyślę?
Alan
zacisnął pięści, zaskoczony kierunkiem, w jakim potoczyły się wydarzenia.
Zerknął na Azazela, który wciąż uśmiechał się z zadowoleniem. Co on knuje?
-
Jeśli je wykonam, oddasz mi Aurelie? - upewnił się.
Ulizany
diabeł skinął głową. Alan głośno odetchnął.
-
A więc zgadzam się. Co mam zrobić?
Azazel
pochylił się, szepcząc coś do ucha drugiemu diabłu. Obaj spojrzeli na mężczyznę
z uśmiechem.
- Wprowadzić ogary!
Aurelie
nie bała się już o siebie. Gdy tylko pojęła, co diabły przygotowały dla jej
ukochanego, to jego los stanowił jej największy lęk.
Diabelskie
ogary. Już sama nazwa budziła trwogę. Gdy Belzebub wydał rozkaz, w jednej ze
ścian balowych pojawiły się wrota. Otwarły się powoli, a w nich ukazały się
piekielne psy. Wielkością przypominały lwy, ogromne paszcze pełne były długich,
ostrych jak brzytwa zębów. Między sterczącymi uszami i wzdłuż grzbietu biegły
ostre kolce, które podniosły się wysoko, gdy psy wkroczyły na salę. Jeden był
czarny, drugi ciemnobrązowy. Ich oczy, teraz lekko przymrużone, błyszczały
intensywną żółcią. Głośne warknięcie odbiło się echem po całej sali.
Wokół
ogarów z podłogi wyrosły wysokie niemal do sufitu kraty, tym samym oddzielając
ich od potępionych. Jeden z nieszczęśników nie zdążył odskoczyć i został nabity
na pal. Gdy w końcu udało mu się wydostać, znalazł się po niewłaściwej stronie
krat. Tam, gdzie były jedynie ogary i mężczyzna w masce.
-
Alan! - Aurelie wydała okrzyk przerażenia i podbiegła do krat. Drżała, mimo że
w sali zrobiło się gorąco. Czarny ogar w mig dopadł pechowego potępieńca i
rozszarpał go na strzępy, po chwili zostało z niego jedynie kilka krwawych
ochłapów. Drugi, brązowy, spojrzał na nią. Żółte oczy rozbłysły, po czym
oblizał się długim czerwonym jęzorem i skoczył w jej stronę. Odskoczyła w
ostatniej chwili, wpadając na Azazela, który złapał ją w pasie i przyciągnął do
siebie.
-
Trzymaj się z dala od klatki, mała myszko – zwrócił się do niej, uśmiechając
się diabolicznie. - Będzie zabawa – stwierdził, po czym odwrócił się do tłumu.
- Panie, panowie i inne pokraki! Oto na waszych oczach rozegra się gra, jakiej
dotąd nie było! Co powiecie na mały zakład? Odrobinkę hazardu? Stawiam pięćdziesiąt
dusz na chłopaka!
Inne
diabły ruszyły pospiesznie, chętnie przyjmując zakłady. Aurelie odsunęła się od
Azazela i spojrzała na Alana, który wciąż stał nieruchomo. Ogary były po obu
jego stronach, wpatrywały się w niego jak w przepyszny kąsek, ale nie atakowały,
jakby czekając, aż ich przeciwnik wykona pierwszy ruch. Wynik walki wydawał się
przesądzony.
Była
zgubiona, ale to już nie miało znaczenia. Z jej powodu ukochany za chwilę
zostanie rozszarpany przez piekielne bestie. Czy choć przez moment przemknęło
jej to przez myśl, gdy wtedy, w wannie, podcinała sobie żyły? Oczywiście, że
nie. Myślała tylko o sobie, o tym, jak bardzo jest nieszczęśliwa, bo jej
siostra umarła, a ona została sama. Obwiniała się wiele razy, że zdecydowała
się na wycieczkę do lasu, że nie udało jej się obronić młodszej siostrzyczki
przed napastnikiem, który je pobił, okradł i zostawił na pewną śmierć. Miała
dość poczucia winy i samotności. Chciała tylko być razem z siostrą. Wybrała,
jej zdaniem, łatwiejsze wyjście. Śmierć.
Jakże się przeliczyła. A teraz
pociągnie za sobą jedynego mężczyznę, którego kochała.
Kiedy
tylko wpuszczono ogary, wokół wyczuł strach. Widział przerażenie na twarzach
potępionych dusz, rozpacz w oczach Aurelie. Kpiący uśmiech Belzebuba,
chrząknięcia innych diabłów i znudzoną minę Azazela, gdy zebrał już zakłady.
Trzymał w rękach spory lniany worek i przeliczał wrzucone do niego palce. Jeden
odcięty palec miał symbolizować jedną duszę. Alan skrzywił się i spojrzał
prosto w oczy bestii. Ogar był ogromny, chyba nawet większy od lwa. Z jego kłów
wciąż ściekała krew potępionego, który miał nieszczęście znaleźć się po
niewłaściwej stronie krat. Po tej samej co Alan.
Żółte
ślepia pełne były furii i głodu. Widział w nich pierwotne instynkty, żądzę
mordu i gotowość, by sięgnąć po to, czego bestia tak pragnęła. Mężczyzna
przyjrzał się drugiej bestii. Równie wściekłej i równie głodnej. Stała na
ugiętych łapach gotowa do skoku. Żaden z ogarów jednak nie zaatakował. Czekały.
Bez wątpienia pierwszy ruch miał należeć do niego. Pewnie sądziły, że spróbuje
uciekać i będą mogły się z nim pobawić. Po jego trupie.
-
No dalej, na co czekasz? - Belzebub podszedł do krat, patrząc na Alana z kpiną.
Azazel skończył liczyć i stanął u boku barczystego diabła.
-
Delektuję się chwilą – odparł spokojnie Alan. - Podziwiam. Piękne, zadbane
stworzenia – dodał niedbale.
Czerwonooki
zachichotał, natomiast gdzieś za jego plecami rozległ się szloch. Aurelie.
Aniołek.
Płacze
dla mnie, pomyślał. Pochwycił jej spojrzenie, tym razem nie próbując pocieszać
jej uśmiechem. Przycisnęła dłonie do piersi i poruszyła ustami, ale nie
wydobyły się z nich żadne słowa. Nie musiały, odczytał wszystko z jej twarzy.
Kocham cię, mówiła bezgłośnie. Skinął głową. Zatem już się z nim żegnała.
Traciła nadzieję. Zaklął pod nosem i znów podchwycił jej spojrzenie.
Był
taki moment, kiedy widział tylko jej oczy. Pełne strachu i miłości. Już chciał
coś powiedzieć, kiedy zaczęła krzyczeć i przepychać się w jego stronę. Płakała,
wołając jego imię, prosząc, by go wypuścili.
Przez
chwilę po prostu na nią patrzył. Widział jak wcześniej odskoczyła, przerażona
agresją ogara. Tym razem wydawała się zdeterminowana. Zobaczył to w jej oczach.
Determinację. Tak samo jak bestie były gotowe rozerwać go na strzępy, tak samo
ona była gotowa poświęcić swoją duszę, bo go ocalić. Nie chciała już ratunku
dla siebie, walczyła o niego. Bo go kochała. Czuł tę miłość w całym swoim
ciele. Miłość silniejszą niż śmierć, potężniejszą niż całe Piekło. Miłość do
niego.
Pokręcił
głową, kiedy jeden z diabłów chwycił dziewczynę i odciągnął od krat. Naprawdę
była w stanie poświecić wszystko, zrezygnować z siebie?
-
Możesz zrezygnować. Zostaniesz moim sługą – oznajmił wielkodusznie Belzebub. -
To o wiele lepsze niż śmierć w paszczy ogarów. Dusza, którą pożerają, odradza
się w wielkim bólu. Potem zwykle pozwalam nakarmić je jeszcze raz...
Alan
uśmiechnął się przeciągle i pochylił, szukając spojrzenia bestii.
-
Żartujesz? Poddać się, kiedy mogę ośmieszyć cię na twoim własnym przyjęciu? Nie
ma mowy.
Skinął
dłonią i ogary ruszyły.
Pędziły.
Dwa, wielkie potwory o ogromnych łapach wyposażonych w trujące pazury. Z
otwartych paszczy wystawały ociekające jadem kły. Jedno draśnięcie wystarczyło,
by zabić człowieka. Ich masywne sylwetki przygniotłyby go bez trudu, nawet
diabeł miałby nikłe szanse, by mierzyć się z ich siłą. Alan widział poruszające
się mięśnie i wysunięte kolce, na które mogłyby go nadziać bez problemu.
Głodne, żółte oczy wpatrywały się w niego, jakby był zabawką.
Skoczyły,
a wtedy pochylił się, unikając pazurów. Bestie przeskoczyły nad nim, wyhamowały
na śliskiej powierzchni i odwróciły się ze złością. Alan uśmiechnął się
szeroko.
Wyciągnął
rękę i ogary zatrzymały się raptownie, zaskoczone wykonanym przez niego gestem.
Syknął i uniósł palec. Bestie usiadły, wpatrując się w jego dłoń, jakby nagle
zmieniła się w straszną broń. Drobny gest palcami i w sali rozległo się
przeraźliwe wycie. Mężczyzna podszedł do ogarów, cały czas trzymając uniesioną
dłoń. Zaskomlały i położyły się u jego stóp. Roześmiał się, dotykając boku
jednej z bestii. Zniosła to ze spokojem i przymknęła oczy.
W
sali zapadła cisza, zakłócana jedynie szlochem Aurelie i spokojnym oddechem
ogarów. Alan uśmiechnął się szeroko i pomachał do tłumu. Zatrzymał spojrzenie
na zdumionej twarzy Belzebuba, któremu z pomocą pospieszył Azazel, klepiąc go w
szczękę, by ten wreszcie zamknął usta.
-
Jak? - wyszeptał diabeł, nie wierząc własnym oczom. Potem spojrzał gniewnie na
czerwonookiego towarzysza. – Miał przegrać!
Azazel
prychnął, zawiązując supełek na worku z palcami.
-
To idiotyczne, Bub. Dlaczego miałbym obstawiać przegranego? - Potrząsnął
workiem.
Alan
postąpił do przodu, a ogary poderwały się, stając po obu jego stronach, lecz
nie jak wygłodniałe bestie gotowe do ataku. Czekały na jego rozkazy.
-
Teraz moja nagroda. Aniołku. – Wyciągnął rękę do dziewczyny, która, kiedy jedna
z krat zniknęła, z płaczem wpadła w jego ramiona.
Uśmiechnął
się, obejmując ją i głaszcząc po włosach. Wydawała mu się taka piękna i krucha.
Serce oddała mu z własnej woli, duszę wygrał w zakładzie z Belzebubem. Uznał to
za dobre osiągnięcie.
-
Nie maż się tak, aniołku. To nie przystoi damie – szepnął dziewczynie do ucha.
Uniosła głowę i spojrzała na niego załzawionymi oczami. - Nic nie rozumiesz,
prawda, moja śliczna? Sądziłaś, że przegram. Wszyscy tak sądzili. - Rozejrzał
się po sali. - No to coś wam powiem: niespodzianka!
Nie
zwrócił uwagi na protesty Aurelie, kiedy odsuwał ją od siebie. Chciał, żeby
miała dobry widok. Uniósł dłonie i powoli zdjął maskę, ukazując widowni
przystojną twarz o niebieskich oczach. Właśnie te oczy zmieniły się jako
pierwsze. Nabrały złotawego odcienia, brwi stały się ciemniejsze, podobnie jak
włosy, które na oczach wszystkich urosły o kilkanaście centymetrów,
przysłaniając nieznacznie uszy o nienaturalnym kształcie przypominającym
rekwizyty z filmów o elfach. Pojawiły się także baczki, a radosny uśmiech
odsłonił wydłużone kły niczym u zwierzęcia.
- Diabeł Asmodeus, treser
piekielnych bestii – przedstawił się, szczerząc zęby.
Z
początku niczego nie rozumiała. Gdy już myślała, że to koniec, Alan
niespodziewanie ujarzmił bestie, co wydawało jej się niepojęte, podobnie jak
otaczającemu ich tłumowi. Kiedy udało jej się przestać szlochać i serduszko
Aurelie ponownie napełniło się nadzieją, Alan zdjął maskę. Dziewczyna ze
zdumieniem przyglądała się jego twarzy, która zmieniła się w dziwny sposób. Nie
miała wątpliwości, że to był on, mimo że inaczej wyglądał. To był mężczyzna,
który ją uratował, wyrwał z objęć śmierci. Mężczyzna, którego pokochała i który
przybył jej na ratunek na Potępieńczy bal.
Mężczyzna,
który okazał się diabłem.
-
Zabawną masz minę, aniołku – stwierdził Asmodeus, przyciągając ją do siebie.
Pokręciła głową i spojrzała na niego.
-
Nie rozumiem... skoro jesteś jednym z nich, czemu mnie wtedy uratowałeś?
-
Miałem pozwolić, by dusza takiego aniołka trafiła się Belzebubowi? - Uniósł
brwi i spojrzał na gospodarza, który warknął z wściekłością, wykrzywiając
okropnie twarz. - Jesteś moja, Aurelie. Tylko moja.
-
To... co teraz będzie? - Dziewczyna pokręciła głową, nadal nie do końca
pojmując intencje Asmodeusa. - Będę... żyć?
Diabeł
parsknął szyderczym śmiechem.
-
Ty już nie żyjesz, aniele. Nadal jesteś w Piekle, tylko zmieniłaś właściciela.
- Zerknął na zegar, który właśnie wybił trzecią godzinę. - Pora się zbierać,
miło było, bal z pewnością będzie przez najbliższy rok na ustach wszystkich –
zwrócił się do Belzebuba, uśmiechając przy tym złośliwie, po czym zerknął
jeszcze na zadowolonego z siebie Azazela i ruszył w stronę drzwi, ciągnąc
Aurelie za sobą.
Płakała.
Łzy płynęły jej po policzkach, a ból w sercu był silniejszy niż wszystko, czego
wcześniej doświadczyła. Tym razem jednak nie mogła podciąć sobie żył. Jej dusza
była nieśmiertelna i skazana na wieczne męki u boku mężczyzny, któremu oddała
swe serce, któremu ufała bezgranicznie, a który okłamał ją i właśnie prowadził
do Piekła. Bezpowrotnie.
Nadzieja Aurelie zgasła, jak tląca
się iskra, zdmuchnięta przez wiatr. Zgasła na wieki w przerażającej wizji
piekielnej otchłani, gdy główna atrakcja Balu pełnoprawnie stała się jedną z
potępionych.
Wszystkie
oczy wpatrywały się w parę opuszczającą salę. Na złośliwy uśmiech wykrzywiający
twarz Asmodeusa, tresera ogarów i przerażone spojrzenie jego nowej zdobyczy.
Widzieli, jak jej serce pęka z każdym jego słowem wyjaśniającym, że nie
uratował jej dla niej samej, a jedynie po to, by zirytować starego Belzebuba.
Nikt nic nie mówił. Potępieni były zbyt zdumieni, Belzebub zbyt wściekły, a
inne diabły zdawały się czekać na jakiś znak z jego strony. Jednak to nie
gospodarz balu przerwał ciszę. Zrobił to czerwonooki diabeł, a jego śmiech
rozniósł się echem po sali. Azazel śmiał się, nie spuszczając wzroku z
przerażonej dziewczyny, nim ta nie zniknęła za drzwiami. Inne diabły dołączyły
do niego ochoczo i już po chwili cała sala rozbrzmiewała okrutnym śmiechem.
Muzyka znów zaczęła grać, upiorna zabawa trwała nadal.
Iara Majere & Natalia Iubaris
Coś chyba nie lubicie bohaterek swoich powieści i opowiadań, żeby taki los zgotować kolejnej z nich.;)
OdpowiedzUsuńCiekawe opowiadanie, ciesze się, że poczekałem tydzień na całość. ^^
Nie lubisz tragicznych zakończeń dla pozytywnych bohaterów?^^
UsuńPewien wilk miał nawet fajne zakończenie, pomimo tego, że ostatecznie było jednak tragiczne. Bohaterki nie mają nawet tej odrobiny osłody. ^^
OdpowiedzUsuńAle wilk raczej nie był pozytywną postacią:P
UsuńNie? Ale był głównym bohaterem opowiadania, więc można było go za takiego uznać.;)
UsuńGłównym bohaterem, który ścigał przez las biedną dziewczynę w oczywistym celu^^
UsuńZatem wynika z tego, że postacie niekoniecznie pozytywne też czeka czasem tragiczny koniec, jednak wcześniej mogą przynajmniej liczyć na chwilę przyjemności.;)
UsuńUjmę to tak - o cholera :D
OdpowiedzUsuńA bardziej cenzuralnie - oj nie tego się spodziewałam, że Alan to Diabeł. Że może oboje zginą to tak, ale że on diabłem, nigdy :D
I o to chodziło - o zaskoczenie:D
UsuńMistrzowsko zrealizowane! :)
Usuń