Od autorek

Od autorek
Zapraszamy na "Bliźniaczki", postapokaliptyczne opowiadanie o zombie.
Jeśli chcecie dostawać powiadomienia o kolejnych opowieściach, dajcie znać w
komentarzu. Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie:)

poniedziałek, 25 maja 2015

Trumna śmierci. Część 1

https://cdn2.iconfinder.com/data/icons/4-music-icons/128/2.png








            - Skazuję cię na śmierć przez zamknięcie w trumnie śmierci.
            Słowa te rozbrzmiewają w moich uszach, przedzierając się do umysłu. Trumna śmierci. Koszmar każdego wampira. Najokropniejsza z wampirzych śmierci.
            - Nie – szepczę, czując wzrastający we mnie bunt. - Nie! - wołam głośno. - Wywleczcie mnie raczej na słońce!
            Ból od promieni słonecznych na pewno jest straszny, ale trwa chwilę. Śmierć w trumnie o wiele dłużej. Od osiemdziesięciu do stu lat. Najlżejsza śmierć to przebicie kołkiem serca. Umiera się prawie natychmiast.
            - Zabrać go – mówi władca, machając ręką. - Dokonać egzekucji.
            Krzyczę, błagam, proszę, ale nadaremnie. Wloką mnie do krypty. Ból, który czuję, gdy mnie biją i ciągną jest niczym. Mogliby mnie torturować przez rok; wytrzymałbym. Ale trumna śmierci...
            Sama jej nazwa budziła lęk. A teraz spełniają się moje najgorsze koszmary.
            Pchają mnie w stronę krypty, po schodach. Ze związanymi rękami trudno jest przestać się turlać w dół, ale w połowie schodów udaje mi się złapać równowagę. Ledwo wstaję, są już przy mnie. Popychają mnie i dźgają ostro zakończonymi kijami, ale prawie ich nie czuję. Ból jest niczym w porównaniu z tym, co mnie czeka.
            Podnoszę wzrok i widzę złowrogie trumny, stojące w równych rzędach, w jednakowej odległości. Ściany krypty są ciemne, gdzieniegdzie pokryte pleśnią i pajęczynami. Trumny są czarne lub brązowe, mocne, dobrze zabezpieczone.
            Strażnicy pchają mnie do przodu. Wiem, że czeka mnie męka. Wtem nachodzi mnie pewna myśl. A gdyby tak nabić się na jeden z tych szpikulców? Szybka śmierć. Bez nadmiernego cierpienia. Perspektywa jest bardzo pociągająca, ale gdy tylko mój wzrok pada na kij, strażnik unosi go w górę, rujnując mój plan. Czyżby inni skazańcy także wpadali na takie pomysły? Całkiem możliwe.
            Nagle się zatrzymujemy. Przed nami stoi pusta, otwarta trumna. Czuję, jak krew we mnie wrze. Tak mam skończyć? Ja, Aleksander, wicehrabia... Ach, nawet nie mogę sobie przypomnieć swojego rodowego nazwiska. Zbyt mocno opętał mnie strach.
            Zaczynam się wyrywać, ale na próżno. Łapią mnie i bijąc, wkładają do trumny. Zatrzaskują ją, o mało nie przycinając mi palców.
            Zapada ciemność. Słyszę ich oddalające się kroki. Nie czuję tego wewnętrznego komfortu, który ma wampir, kładąc się na swój dzienny spoczynek w trumnie. Nie tutaj. Tu jest tylko lęk i pragnienie jak najszybszej śmierci.
            Zaczynam walić w wieko trumny, ale po chwili zdaję sobie sprawę, że to daremne. Tylko gorącokrwisty wampir może ją otworzyć. A ten, który mnie skazał, przecież tego nie zrobi. Nikt inny mnie nie uwolni. Poprawka: nikt mnie nie uwolni. Nigdy. Aż umrę z głodu, gdy ciało pozbawione krwi wyschnie razem z kośćmi. Kiedy rozpadnę się w proch.
            Dużo czasu mija, nim zapadam w letarg. Kiedy się budzę, wydrapuję kreskę w wieku trumny. Postanawiam, że będę w ten sposób liczyć dni, tygodnie, miesiące, lata... Może wtedy nie oszaleję.
            Godziny wloką się niemiłosiernie, jakby chciały wydłużyć moje męki. Właściwie, to na razie cierpienie jest jedynie psychiczne. Głód zacznie mi doskwierać za jakieś dwa, trzy tygodnie.
            Po dwóch dniach w bezruchu, znajduję sposób, by uciec – przynajmniej umysłem. Wpatrując się w ciemne wieko trumny, zaczynam wspominać.
           
            Stałem w porcie, patrząc na piękne kobiety. Zastanawiałem się, ile uda mi się uwieść tej nocy. Uwielbiałem to; i cóż z tego, że niektóre robiły sobie nadzieje? Byłem wicehrabią. Nie miałem zamiaru wiązać się jeszcze z dziewczyną, a jeśli już – to tylko z taką, która będzie mnie godna.
            Tej nocy ujrzałem kobietę, która odmieniła moje życie. Nie dlatego, że się w sobie zakochaliśmy, a potem żyliśmy długo i szczęśliwie. To nie ta bajka. Była ona tak niesamowicie piękna, że mężczyźni wpatrywali się w nią z zachwytem, a kobiety z zazdrością. Długi, ciemny warkocz wystający spod czepka, ładna twarz i błyszczące oczy.
            Ale to nie jej uroda nas przyciągała. Gdyby była zwykłym człowiekiem, powiedziałbym o niej – ładna. To pewien magnetyzm, którego nijak nie potrafiłem wyjaśnić.
            Kobieta miała na imię Krystyna i była wampirzycą. Wybrała mnie na swój posiłek, ale po upojnej nocy zmieniła zdanie. Postanowiła mnie zatrzymać.
            - Jesteś idealny, Aleksandrze – stwierdziła i pocałowała mnie w szyję. Uśmiechnąłem się zadowolony i sięgnąłem do jej włosów. Wtem poczułem ból, gdy jej ostre ząbki przebiły mą skórę.
            - Krystyno, co ty... - zanim zdążyłem zaprotestować, było już za późno. Poczułem w ustach krew. Spływała z jej nadgarstka.
            - Pij, Aleksandrze. Pij i żyj wiecznie...

            Zamykam oczy. Za chwilę nadejdzie sen, czuję to. Otwieram je i patrzę na wieko trumny. Dzięki wampirzym zdolnościom widzenia w ciemności dostrzegam cztery kreski.
            Cztery dni. Sto lat odjąć cztery dni? Z rozpaczy brakuje mi tchu. Szkoda, że nie muszę oddychać. Mógłbym się po prostu udusić...

            - Co mi zrobiłaś? - Wstałem, nieco oszołomiony. - Krystyno?
            - Witaj, wampirze. - Uśmiechnęła się, ukazując ostre kły. - Jak się czujesz? Wkrótce nastąpi przemiana. Już jej nie powstrzymasz. Będziemy razem – przez wieczność.
            Widziałem teraz wyraźniej jej błyszczące oczy. Żarzyły się niezwykłym blaskiem. Była piękna, namiętna i energiczna. Mogliśmy być razem, gdyby nie więź, która powstała między nami.
            Pokochałem ją jak swoją opiekunkę. Jak kobietę, która wprowadziła mnie w tajniki nowej egzystencji. Może nawet pokochałbym ją jak miłość swego życia, gdyby nie to, że mnie zdradziła.
            Nie chodzi o fizyczną zdradę. Taka nastąpiła o wiele wcześniej i jakoś ją przebolałem. Ale Krystyna znudziła się mną i zerwała więź. Zostałem sam.

            Pięć dni. Czemu ten czas tak się wlecze?! Sto lat odjąć... nie, to bez sensu. Wracam do wspomnień.

            Stałem nad rzeką. Nieopodal rósł las, a obok leżała wioska. Ujrzałem pięć kobiet, niosących pranie. Rzadko chodziły w pojedynkę, gdyż było tu niebezpiecznie. Nie tylko ze względu na mnie.
            Patrzyłem na piorące z uśmiechem na ustach. Którą dzisiaj uwieść i zabić? Była to moja jedyna właściwie rozrywka przez ostatnie kilka lat. Czasem, jeśli było mi z jakąś wyjątkowo dobrze, puszczałem ją wolno, nieświadomą grożącego jej niebezpieczeństwa. I nigdy się nie dowiedziała, że mogła umrzeć...
            Żadna z panien nie wpadła mi w oko. Odwróciłem się i bezszelestnie odszedłem. Poszedłem do karczmy, gdzie wypatrzyłem ładną dziewczynę. Zabrałem ją na górę i zaspokoiłem głód krwi.

            Dopiero sześć kresek? Równie dobrze mogłoby to być sześć lat, myślę, wpatrując się tępo w wieko trumny. Przymykam oczy i przypominam sobie pierwsze spotkanie z nią.  Na powrót zanurzam się we wspomnieniach.

            Zauważyłem ją przy studni. Spod jasnej chusty wystawały kręcone blond włosy. Buzię miała niewinną, przypominającą anioła; duże, błękitne oczy, mały nosek, wąskie usta i szczupłą sylwetkę. Nie za wysoka, ale też nie za niska. Zacząłem się zastanawiać, jak smakuje i czy byłaby dobrą kochanką.
            Wtem podszedł do niej mężczyzna. Wytężyłem słuch. Dziewczyna, na moje oko siedemnastoletnia, wzięła wiadro z wodą i próbowała go wyminąć, lecz on zabrał jej to wiadro i odstawił na ziemię. Następnie złapał w pasie i przyciągnął do siebie. Zaciekawiony, czekałem na dalszy rozwój wydarzeń.
            I wtedy dziewczyna kompletnie mnie zaskoczyła. Nadepnęła mężczyźnie na nogę i gwałtownie go odepchnęła. A kiedy złapał ją za rękę, bezceremonialnie kopnęła go kolanem między nogi. Następnie powiedziała skulonemu drabowi kilka ostrych słów, złapała wiadro i ruszyła w stronę zabudowań.
            Co za kobieta, pomyślałem wtedy. Będzie moja.
           
            Kolejna kreska. Tydzień. Zdaję sobie sprawę, że wspomnienia są tym, co pomoże mi w... no właśnie, w czym? W oczekiwaniu na śmierć? Uśmiecham się smutno, patrząc w ciemność.
            Anita... Myśl o niej przynosi ukojenie.

            Obserwowałem ją już od dłuższego czasu. Dowiedziałem się, że miała na imię Anita; tak jak podejrzewałem, skończyła siedemnaście lat i była wolna. Wolna i porządna. Dbała o reputację, zapewne w nadziei na dobrego męża. Była sierotą, mieszkała u ciotki i ciężko pracowała na swoje utrzymanie, ale nigdy nie narzekała.
            Anita miała ustalony rytm życia. Już po kilku dniach wiedziałem, kiedy i gdzie pójść, by się na nią natknąć. Po zachodzie słońca wychodziłem i obserwowałem ją. Najczęściej przy studni, ale także gdy kończyła pranie w rzece, zbierała owoce w sadzie, wywieszała ubrania, karmiła zwierzęta... To było nawet zabawne. Śledziłem ją co noc, a ona czasem oglądała się za siebie, czując zapewne, że ktoś za nią idzie. Na szczęście byłem szybszy niż jej wzrok.

            Dziewięć dni. Jeszcze tylko dziewięćdziesiąt dziewięć lat, jedenaście miesięcy i dwadzieścia jeden dni... A w najlepszym przypadku, siedemdziesiąt dziewięć lat... Uderzam bezradnie w wieko trumny. Anito...

            Wysłali ją, by nazbierała jagód.  Poszła razem z kuzynką, ale się rozdzieliły. Kiedy poszedłem do lasu, wracała właśnie do domu. Miała już pełny koszyk, gdy wyczułem niebezpieczeństwo, jakie jej groziło.
            Trzech mężczyzn. Podeszli do niej w wyraźnie złych zamiarach. Jednego z nich znałem ze studni. Zaatakowali ją. Dwaj ją trzymali, trzeci podwinął jej sukienkę. Anita darła się przeraźliwie, ale wtedy ten, który się do niej dobierał, uderzył ją w twarz. Wówczas postanowiłem się wtrącić.
            - Widzę, że dobrze się bawicie. Mogę się przyłączyć?
            Mężczyzna puścił ją i odwrócił się w moją stronę.
            - A ty tu czego? Nie wtrącaj się, bo ci się dostanie!
            Roześmiałem się.
            - Owszem, dostanie mi się smaczny posiłek dzisiaj. Złożony z trzech dużych dań i małego, słodkiego deseru.
            Draby popatrzyły na mnie jak na wariata. A ja spokojnie podszedłem do tego, który zaatakował Anitę koło studni i wyszczerzyłem kły.
            - Pierwsze danie na zaspokojenie pierwszego głodu. - Złapałem go za głowę i zanim zdążył cokolwiek zrobić, ukręciłem mu kark. Tak jak myślałem, dwóch pozostałych puściło dziewczynę i skoczyło w moją stronę. Błyskawicznie sobie z nimi poradziłem i oddałem się przyjemności wypicia ich krwi.
            Kiedy skończyłem, spostrzegłem, że dziewczyna ciągle tu jest. Nie uciekła z krzykiem, nie zemdlała, lecz stała tuż przede mną, przyglądając się mi z zaciekawieniem. Czyżby była w szoku? Na to też nie wyglądało.
            - Czekasz, aż skończę i wezmę się za ciebie? - zapytałem ironicznie. Cofnęła się, a w jej oczach mignął strach.
            - Chciałam ci tylko podziękować, a wolałam nie przeszkadzać ci w posiłku – odparła cicho, patrząc na mnie spłoszonym wzrokiem.
            - Mówisz, jakbym jadł sarnę lub zająca. Wiesz, kim ja jestem?
            Skinęła głową.
            - Wiem. Wampirem. Pijesz ludzką krew. Od dawna mnie śledzisz?
            Tym razem to ja poczułem dziwny dreszcz. Popatrzyłem na nią niepewnie.
            - Od jakiegoś czasu. Kiedy mnie zauważyłaś?
            - Od paru dni czułam na sobie czyjś wzrok...  - Uśmiechnęła się szeroko i zrobiła krok w moją stronę.
            - Ale... czemu właściwie się mnie nie boisz? Jesteś pewna, że cię nie skrzywdzę?
            Pokręciła głową.
            - Gdybyś miał to zrobić, już dawno byś mnie zabił, prawda, mój mroczny stróżu? Jestem Anita, a ty?
            Przez chwilę patrzyłem na nią, zdumiony jej odwagą – czy też naiwnością? - lecz jednocześnie pewien, że jej nie skrzywdzę. Przynajmniej na razie.
            - Mam na imię Aleksander.

            Budzę się z letargu i liczę kreski. Dwanaście. Prawie dwa tygodnie. Czuję już lekki głód, ale to nic wielkiego. Później będzie o wiele gorzej. Na myśl o tym czuję strach. Powolne wysychanie... Może szaleństwo nie jest takim głupim pomysłem?

            Zacząłem odwiedzać ją co noc. Spotykaliśmy się w lesie. Najpierw zawiązała się między nami dziwna więź. Ona wypytywała o moje wampirze życie, a ja o jej, ludzkie. Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać. Zanim się spostrzegłem – zakochałem się.
            Czasami przynosiłem jej prezenty. Najczęściej kwiaty. Czasem coś do jedzenia. Ludzkiego jedzenia, rzecz jasna. Po trzech miesiącach pocałowałem ją.
            Potem już całowaliśmy się za każdym razem, długo i coraz namiętniej. Mimo wszystko, nie pozwoliłem sobie na nic więcej. Była czysta, niewinna i nie mogłem potraktować jej jak pierwszej lepszej. Tym bardziej, że ona bała się pierwszego razu. Postanowiłem więc, że poczekam. Przynajmniej do czasu naszego „ślubu”.

            Uśmiecham się, przypominając sobie ślub z Anitą i jak do niego doszło. Machinalnie zakreślam trzynastą kreskę.

            - Chcą mnie wydać za mąż. - Stała i patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem. Jej duże, śliczne oczy powoli napełniały się łzami.
            - Za kogo?
            Oczywiście, nie mogłem na to pozwolić. Uciekliśmy jeszcze tej nocy. Ona, prawie osiemnastoletnia dziewczyna i ja, długowieczny wampir. Tej nocy przysięgliśmy sobie wieczną miłość. Do śmierci i po śmierci. Na zawsze.
            Uznaliśmy to za nasz ślub.

            Dwa tygodnie. Zaczynam się wahać, czy te kreski mają sens?

            Dalej już było jak w bajce. Zdobyłem pieniądze, kupiłem dom, mieliśmy gospodarstwo, własną służbę. Anita załatwiała sprawy w dzień, ja w nocy. Czasem się kłóciliśmy, ale za bardzo się kochaliśmy, by się potem nie pogodzić.
            Aż w końcu nadszedł dzień, w którym wszystko się skończyło. Dzień, w którym poznałem Ludwika, gorącokrwistego wampira.
            Ludwik był pretendentem do tronu; pragnął zostać wampirzym władcą i szukał sojuszników. Nie chciałem mieszać się w politykę, ale miesiąc później przybył posłaniec z dekretem obwieszczającym, że nie wolno zdradzać ludziom, kim jesteśmy. Ponieważ Anita była człowiekiem, miałem dwa wyjścia – zabić ją albo zmienić.
            Problem w tym, że moja żona nie chciała być wampirem. Kochała mnie i akceptowała, ale sama nie miała zamiaru zabijać. Drugi problem, że nie chciałem, by stało się tak, jak z Krystyną. Być może miłość moja i Anity by przetrwała, bo była naprawdę silna, ale wolałem nie ryzykować.
            Zacząłem planować ucieczkę, lecz nas zatrzymali. Nie pozwolili wyjechać, dopóki nie zmienię Anity. Przyrzekłem, że to zrobię i wróciliśmy do domu. I wtedy Ludwik zaoferował swoją pomoc.
            Ukrył nas w podziemiach. W dzień Anita prowadziła normalne życie, ale w nocy schodziła do naszej kryjówki. W zamian za schronienie zgodziłem się wziąć udział w rebelii, mającej na celu obalenie ówczesnego władcy wampirów.

            Zaciskam powieki na myśl o rewolucji, w której brałem udział. Przestałem już liczyć dni. Nic już nie ma znaczenia. Pojawia się charakterystyczne ściskanie w brzuchu.
            Bylebym tylko miał siłę wspominać.

            Przegraliśmy. Pojmano Ludwika i jego sprzymierzeńców. Długo siedziałem w więzieniu, czekając na wyrok i wspominając moją Anitę.
            Tej nocy, kiedy miałem pójść walczyć, kochaliśmy się żarliwie, chcąc mieć z siebie jak najwięcej. Nie opuszczał nas ciągły lęk. Przed wyjściem Anita pocałowała mnie mocno i obiecała, że zawsze będzie mnie kochać.
            - Po wieczność, Aleksandrze.
            - Po wieczność, Anito.
            Ktoś nas zdradził. Plan był doskonały, dopracowany w każdym szczególe, a jednak... wkrótce domyśliliśmy się, kto. Elizabeth. Ta, która udawała wampirzycę ściganą przez władzę. Tak naprawdę była szpiegiem. Znienawidziłem ją.

            - Anito... - szepczę, czując krew pod powiekami. - Anito, co się z tobą teraz dzieje?
            O zmroku grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. Czy udało jej się przeżyć?, zastanawiam się. Dowiedziała się, co się ze mną stało? Czy za mną tęskni? Płacze? Ma nadzieję, czy już ją utraciła? I co ona teraz zrobi, sama?
            Zniszczyłem jej życie. Już lepiej by było, gdybym wtedy zabił tych drani i poszedł sobie. Byłaby teraz szczęśliwą mężatką, a nie... wdową po wampirze.

            Anita... Jej słodka buzia z błękitnymi oczami, otoczona burzą jasnych loków... Mój aniołek... Nasze pierwsze spotkanie, pierwsza rozmowa, pierwszy dotyk... Pierwszy pocałunek... Jej perlisty śmiech, gdy się śmiała; kryształowe łzy, gdy płakała; błyskawice w oczach, gdy krzyczała. Dobra, piękna, odważna, mądra, zmysłowa... Jedyna. Moja jedyna miłość. Krystyna nawet się do niej nie może porównać. Kim właściwie była Krystyna? Nawet nie pamiętałem jej twarzy. A wampiry przecież nie zapominają...

            Wszystko się miesza. Przeszłość z teraźniejszością. Przyszłość jest koszmarem.
            Przeraźliwy ból szarpie moje wnętrzności. Głód sprawia, że nie mogę już myśleć o niczym innym. Tylko krew. Całe morze krwi...
            Ile już minęło?, zastanawiam się. Miesiąc? Rok? Dwa? Dwadzieścia? Ból jest coraz większy. Z każdym dniem. Wydaje mi się to niemożliwe, aby bolało bardziej niż teraz, a jednak następnej nocy przekonuję się, że owszem...
            Głód wypełnia mnie całego. Otacza każdy fragment kości, wysusza skórę, wyciska ze mnie krew. Każdy ruch jest nieprawdopodobnie bolesny. W końcu niemiłosierny ból dociera również do umysłu. Każda myśl powoduje ucisk. Trzeba więc przestać myśleć.
            Zostaje tylko jedno słowo. Krew.
            Krew. Krew. Krew. Krew. Krew...
cdn.
Natalia Iubaris

13 komentarzy:

  1. Abra-Cadabra27 maja 2015 22:17

    Wampiry, Anita, krew... brzmi trochę znajomo.^^ Ale opowiadanie przyjemnie się czyta i czekam na ciąg dalszy.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomo? Czemu? To właściwie opowiadanie na prośbę jednej z czytelniczek mojego drugiego bloga, była ciekawa, jak to jest być zamkniętym w trumnie śmierci^^

      Usuń
    2. Abra-Cadabra28 maja 2015 00:09

      Bo kolejny raz trafiam na imię "Anita" przy opowieści o wampirach.;)
      Czyli jednak prośby też realizujesz, dobrze wiedzieć.^^

      Usuń
    3. Popularne imię^^
      No ba, a kto chciał coś nastrojowego po narodzinach Gabrysia i dostał opowieść o aniołach czuwających nad dziećmi?:P

      Usuń
  2. Abra-Cadabra28 maja 2015 20:00

    Na pewno nie ja. Ja chciałem opowiadanie o krwiożerczych chomikach, czyli w pewnym sensie też coś nastrojowego.xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to nie?!
      "To liczę na to, że po pewnym szczęśliwym wydarzeniu w Twoim życiu pojawi się tutaj odpowiadające temu opowiadanie :) " - Twoje słowa:P

      Usuń
    2. Krwiożercze chomiki! Tak! To jest dopiero temat!^^

      Usuń
    3. Abra-Cadabra28 maja 2015 23:02

      Ale ta o chomikach powinna była mieć pierwszeństwo.:P

      Iara! Zatem cała nadzieja w Tobie.^^

      Usuń
    4. Za późno, bo już napisałam tamtą:P

      Usuń
    5. Od razu cała nadzieja... mam w jednym tekście chomika, jest średniokrwiożerczy. Zdarza mi się pisać na zamówienie, jak się mnie ładnie poprosi, ale jesteś pewien, że chciałbyś akurat chomiki? xD

      Usuń
    6. Abra-Cadabra29 maja 2015 14:40

      Chyba że masz jakiś lepszy pomysł.;)

      Usuń
    7. No właśnie w ostatnich dniach w ogóle nie, mój wen się na mnie obraził. :(:(:(

      Usuń
    8. Abra-Cadabra29 maja 2015 19:23

      W takim razie pozostaje chomik.;)

      Usuń